W ostatnich latach Moskwa zdążyła przyzwyczaić świat do defilad z okazji 9 maja pomyślanych jako demonstracja siły pod hasłem: „Z Rosją należy się liczyć”.
Tym razem, w 65. rocznicę zwycięstwa nad III Rzeszą, było inaczej. Przez plac Czerwony po raz pierwszy w historii przemaszerowały wojska państw zachodnich, a prezydent Dmitrij Miedwiediew, przemawiając z trybuny honorowej, podkreślał: – Dzisiaj w uroczystej paradzie przejdą razem żołnierze Rosji, Wspólnoty Niepodległych Państw i członków koalicji antyhitlerowskiej. To świadectwo naszej wspólnej gotowości, by bronić pokoju. By nie dopuścić do rewizji wyników wojny. Do nowych tragedii.
[srodtytul]Bez agresji[/srodtytul]
– Tylko razem możemy się przeciwstawić współczesnym zagrożeniom i na podstawie dobrosąsiedzkich relacji rozwiązywać problemy globalnego bezpieczeństwa – dodał rosyjski prezydent. W pierwszym rzędzie na trybunie honorowej pod kremlowskim murem oprócz gospodarzy Miedwiediewa i Putina zasiedli liderzy ponad 20 państw. Wśród nich byli m.in. pełniący obowiązki prezydenta RP marszałek Sejmu Bronisław Komorowski i kanclerz Niemiec Angela Merkel. Niektórzy zagraniczni liderzy, w tym prezydent Francji Nicolas Sarkozy i premier Włoch Silvio Berlusconi, w ostatniej chwili zrezygnowali z przyjazdu do Moskwy.
– Ta parada miała pokazać, że Moskwa stawia na to, co łączy. Stąd zagraniczne wojska na placu Czerwonym, stąd i przemówienie, w którym tyle razy wystąpiło słowo „wspólnie” – ocenia w rozmowie z „Rz” politolog Aleksiej Makarkin. Ale jego zdaniem było to tylko dopełnienie tego, co Miedwiediew powiedział wcześniej w wywiadzie dla dziennika „Izwiestia”. – Chodzi o oddzielenie zwycięstwa od błędów i powojennej polityki ZSRR. I kategoryczne odrzucenie twierdzeń, że wszystko, co było wtedy, było dobre, że dobry był Stalin – mówi politolog.