Zgodnie z pomysłem Davida Camerona zwykli obywatele, organizacje i społeczności lokalne powinni sami decydować o tym, co się u nich dzieje. Jeśli mieszkańcy zechcą wydłużyć godziny otwarcia muzeum, wystarczy, że znajdą się ochotnicy, którzy będą w nim pełnić dyżury. Gdy uznają, że podupadający pub warto zamienić na bibliotekę, dostaną na to pieniądze. Tam, gdzie źle działa poczta albo transport publiczny, będą mogły je przejąć najprężniejsze organizacje pozarządowe. Państwo ma się nie wtrącać, lecz jedynie zachęcać i ułatwiać działalność społeczną obywateli.
Według Camerona talenty i energia obywateli były do tej pory marnowane. – Decyzje podejmowali urzędnicy państwowi, którzy stali się z czasem zniechęconymi i znudzonymi marionetkami realizującymi rządowe pomysły – mówił premier w Liverpoolu, inaugurując swój sztandarowy projekt.
Program znany jako Big Society, czyli Wielkie Społeczeństwo, będzie na razie na próbę realizowany w czterech miejscach: w Liverpoolu, miejscowości Eden Valley w hrabstwie Cumbria, w Windsorze i Maidenhead oraz w londyńskiej dzielnicy Sutton. Każdemu z tych miejsc zostanie przydzielony doświadczony urzędnik, który pomoże w realizacji projektów.
Część brytyjskich komentatorów uważa, że jeśli pomysł wypali, może to być największa rewolucja od czasu reform przeprowadzonych przez Margaret Thatcher. Rządząca od 1979 do 1990 roku konserwatywna premier zyskała miano żelaznej damy, bo przetrąciła kręgosłup związkom zawodowym, które blokowały wszelkie reformy. Zlikwidowała nierentowne zakłady pracy, wzmocniła sektor prywatny i wyzwoliła przedsiębiorczość, dzięki czemu brytyjska gospodarka rozkwitła.
Chociaż pomysł Davida Camerona nie jest tak radykalny, Partia Pracy nie zostawia na nim suchej nitki.