Ponad 80 osób aresztowanych w Moskwie i około 60 w północnej stolicy Rosji – to bilans kolejnego nieudanego mityngu w obronie wolności zgromadzeń. W sobotę stróże porządku – nigdy niesłynący z delikatności – wykazali się szczególną brutalnością. Zwłaszcza w Petersburgu, gdzie zaciągani do milicyjnych autobusów ludzie, jak donosi portal Fontanka.ru, mieli porozbijane nosy i gubili po drodze części odzieży.
W stolicy władza też walczyła z opozycjonistami jak z zarazą. Teren otoczono metalową siatką i betonowymi blokami, zamknięto wszystkie okoliczne wyjścia z metra. I dla porządku – żeby można było wytłumaczyć odmowę udzieloną wcześniej organizatorom akcji – na środku placu urządzono zjazd miłośników motoryzacji.
Mimo tego toru przeszkód i ścisłego milicyjnego kordonu zwolennikom Strategii-31 udało się przedostać na plac Triumfalny i dość długo stawiać opór funkcjonariuszom. Uczestnicy akcji próbowali wyrywać milicjantom swoich kolegów i przez pewien czas blokowali autobusy z zatrzymanymi. Aresztowano m.in. jednego z liderów opozycji Borysa Niemcowa. Eduard Limonow uchował się tylko dlatego, że poruszał się po placu w otoczeniu dziesięciu rosłych stronników. Dziennikarzy milicja na plac nie wpuszczała – rozkaz z góry.
W każdym miesiącu, który ma 31 dni, ten ostatni staje się dniem spektaklu „Akcja w obronie art. 31 konstytucji”. Po sobotnim mityngu moskiewska milicja z nieukrywaną satysfakcją informowała, że uczestników akcji było mniej niż dziennikarzy. A jednak władze boją się tych nielicznych obywateli walczących o swoje prawa bardziej niż samego diabła.
Rosyjska opozycja nie cieszy się wśród Rosjan popularnością. Częściowo zapewne dlatego, że nie za bardzo ma jak do nich dotrzeć – dostęp do mediów ma odcięty. Częściowo dlatego, że mówi niezrozumiałym językiem.