To propozycja ministra edukacji i lidera liberałów Jana Björklunda. – Rozbrykany, 15-letni Kalle będzie się zachowywał o wiele lepiej, gdy jego mama lub tata usiądzie z tyłu klasy – uważa.
Zdaniem ministra wychowanie dzieci to sprawa rodziców, a nie szkoły. Chce, by dobrowolnie zawierali oni z placówkami oświatowymi porozumienia w tej sprawie. Gdyby jednak odmówili, a szkoła uważałaby ich obecność w klasie za konieczną, to gminna komisja ds. edukacji mogłaby zobligować ich do pilnowania własnych dzieci w czasie lekcji.
Rodzice, którzy będą czuwali nad dobrym sprawowaniem swoich pociech, nie stracą na tym finansowo. Lider liberałów proponuje, by otrzymywali rekompensatę za utracone zarobki.
Organizacje pracowników oświaty odniosły się sceptycznie do propozycji ministra. Szefowa Związku Nauczycieli Eva-Lis Sirén pochwaliła sam pomysł zacieśnienia kontaktów szkoły z rodzicami. Zauważyła jednak, że sprawiający kłopoty uczniowie pochodzą przeważnie z rodzin, które nie chcą współpracy ze szkołą.
Szkoły są jednym z głównych tematów kampanii przed wyborami do parlamentu, która właśnie trwa w Szwecji. Nic dziwnego, że każda partia chce odnieść się do problemów edukacji.