[i]Korespondencja z Waszyngtonu[/i]
– Dziś wszyscy na świecie zdają sobie sprawę z tego, że główny wpływ na losy świata mają tylko dwie potęgi: Stany Zjednoczone i Iran – mówił na spotkaniu z mieszkającymi w USA Irańczykami prezydent Mahmud Ahmadineżad.
Jego zdaniem z tego powodu większość delegatów na sesję Zgromadzenia Ogólnego ONZ „z niecierpliwością” czeka na przemówienia przedstawiciela USA i Iranu.
Zachodni dyplomaci wystąpienia Ahmadineżada uważają za czystą propagandę. W zeszłym roku demonstracyjnie opuścili salę obrad, gdy na mównicę wszedł irański prezydent. Zdaniem Ahmadineżada był to dowód braku poszanowania dla „wolności wypowiedzi”. Mimo to prezydent Iranu od lat nie opuszcza żadnej okazji, by odwiedzić Nowy Jork i podkreślić, że – wbrew oskarżeniom Zachodu – miłujący pokój naród irański nie pracuje nad bombą atomową. Co roku dziennikarze wypytują rzecznika Departamentu Stanu, czy tym razem prezydent kraju, z którym USA od 30 lat nie utrzymują relacji dyplomatycznych, również otrzyma wizę. Amerykanie nie mogą jednak jej odmówić ani prezydentowi Iranu, ani innym przywódcom przyjeżdżającym na obrady ONZ.
Sam Ahmadineżad chętnie wygłasza wykłady i udziela wywiadów. Nawet gwiazdy dziennikarstwa mają jednak problem, by nie zamienić się rolami z politykiem, który wielokrotnie negował Holokaust i wzywał do „wymazania Izraela z mapy świata”. Przekonał się o tym m.in. George Stephanopoulos z ABC News. Gdy zapytał irańskiego prezydenta, czy uważa Hillary Clinton i Baracka Obamę za wrogów Iranu, sam musiał potem odpowiadać na pytania, czy jego zdaniem Clinton jest przyjazna Irańczykom i co powstrzymuje władze USA przed dobrymi relacjami z Teheranem. Ahmadineżad wyprowadził na dziennikarskie manowce także Larry’ego Kinga z CNN.