Właściciele 17 butików duńskiej sieci wyszli z założenia, że ekspedientki, które sprzedają dessous, eksponując informację o rozmiarze miseczki stanika i obwodzie pod biustem, ułatwiają klientom wybór zakupu.
Dyrektor Change na Szwecję Susanne Haglund tłumaczyła na łamach dziennika „Aftonbladet”, że osiem na dziesięć kobiet nosi niewłaściwe rozmiary biustonosza. Kiedy personel sklepu im doradza, są bardzo zdziwione i na ogół reagują słowami: „Nie mam tak dużego biustu”. Wówczas ekspedientka może wskazać na siebie – tłumaczy Haglund. Według niej zatrudnione panie nie narzekały na obowiązek ujawniania intymnej informacji. W liberalnej Szwecji, w której powstał nawet pomysł powołania ministra do spraw seksu, uznano to jednak za przesadę.
Jedna z ekspedientek powiedziała anonimowo, że pomysł znajduje się na granicy tolerancji. Inna, mająca wyjątkowo duży rozmiar biustonosza – J – uznała go za żenujący i kierownictwo pozostawiło jej wolny wybór. Używa zatem identyfikatora, kiedy sama chce. Jak się jednak czuje, gdy noszą je wszystkie jej koleżanki?
Publicysta Daniel Pernikliski ocenił natomiast, że eksponowanie rozmiaru biustu zapewne jest odczuwane przez pracownice jako prześwietlanie w pracy. – Następny krok to wymaganie, by ginekolodzy chodzili bez spodni – uznał.