Hiszpanie szukają dzieci ukradzionych w szpitalach

Setki matek szukają swoich synów i córek ukradzionych im w szpitalach

Publikacja: 01.02.2011 01:52

Hiszpanie szukają dzieci ukradzionych w szpitalach

Foto: Fotorzepa, Roman Bosiacki

Maria Chumillas straciła dziecko 30 lat temu. – Pochodzę z małej wsi na południu Hiszpanii. W poszukiwaniu pracy pojechałam do Kraju Basków i po roku zaszłam w ciążę. Gdy rodzina wyrzuciła mnie z domu, ksiądz w Bilbao znalazł mi mieszkanie, w którym było więcej dziewczyn w ciąży – opowiada „Rz”.

Po porodzie Maria nigdy już nie zobaczyła swojej córki. – Powiedzieli mi, że umarła, ale nigdy nie pokazali ciała. Byłam młoda i przestraszona, nie umiałam dochodzić swoich praw – opowiada.

Inna Hiszpanka, Marina, rodziła w rodzinnym Kadyksie, w Andaluzji. Dzień po porodzie poinformowano ją, że dziecko zmarło i że szpital bierze na siebie koszty pogrzebowe. Kilka dni później Marina wróciła do pracy do Madrytu. Gdy cztery lata temu zmarła jej matka, Marina postanowiła odnaleźć grób córki.

[wyimek]W ciągu 50 lat w hiszpańskich szpitalach ukradziono tysiące dzieci. Może nawet 300 tys. Najpierw z powodów politycznych. Potem – by zarobić[/wyimek]

Jednak na cmentarzu poinformowano ją, że dziewczynka nigdy nie została pochowana i nie figuruje w kartotekach. – Zaczęłam szukać i szukam dalej. Pomagają mi moje pozostałe dzieci. Wiem tylko, że moje dziecko ma teraz 40 lat – mówi „Rz” trzęsącym się głosem.

[srodtytul]Wytępić czerwony gen[/srodtytul]

Adwokat Enrique Vila od lat bada sprawę „kradzionych dzieci” w Hiszpanii. Według niego od początku lat 40. do lat 90. po porodzie skradziono od 200 do 300 tysięcy dzieci. Większość matek informowano o zgonie, ale nie pokazywano im ciał. – Takie przestępstwa nie mogą ulec przedawnieniu – mówi „Rz”.

Kradzieże rozpoczęły się po wojnie domowej z powodów politycznych. Najpierw nowo narodzone dzieci odbierano matkom z rodzin republikańskich i lewicowych, czyli należących do „wrogów reżimu Franco”. Mówiło się wtedy, że trafiając do innych rodzin, dzieci zatracą „czerwony, komunistyczny gen” i staną się przykładnymi obywatelami.

Z biegiem lat – jak twierdzi Vila – kradzieże straciły charakter polityczny i nabrały ekonomicznego. Powoli objęły cały kraj i stały się dodatkowym, bardzo opłacalnym, źródłem utrzymania dla setek lekarzy, pielęgniarek, zakładów pogrzebowych, pracowników urzędów cywilnych i pośredników.

– Członkowie mafii wybierali nisko uposażone rodziny, samotne matki, rodziny z marginesu – czyli osoby, które nie miały pieniędzy ani możliwości, aby dochodzić prawdy – tłumaczy Vila. Średnia cena, jaką rodziny płaciły za wykradzionego noworodka, wynosiła 200 tysięcy peset.

Teraz jest to równowartość 1300 euro, ale 40 lat temu była to bardzo pokaźna suma. Zdarzało się, że rodziny płaciły nawet milion peset, równowartość 6 tysięcy euro.

[srodtytul]Rodzice byli dobrzy[/srodtytul]

– Tyle dano za mnie. Dokładnie 200 tysięcy peset. Dowiedziałem się o tym w wieku 40 lat, kiedy moja mama miała zawał i myślała, że umiera. Powiedziała, że kupiła mnie w Saragossie – opowiada „Rz” Luis Antonio (odmówił podania nazwiska).

Od trzech lat Luis Antonio próbuje dojść prawdy, ale pośrednik, który przekazał go matce, już nie żyje. Nie wie nawet, w jakiej klinice się urodził i czy na pewno w Saragossie.

– Moi rodzice zawsze byli dla mnie dobrzy, nigdy niczego mi nie brakowało, ale świadomość, że gdzieś tam żyje moja prawdziwa rodzina... Czasem myślę, że wolałbym nie poznać prawdy – przyznaje Luis.

W Hiszpanii próbują jej dojść dwa stowarzyszenia. Pierwszym, zrzeszającym 500 osób, jest Anadir (Narodowe Stowarzyszenie Dotkniętych przez Fałszywe Adopcje). To ono w minionym tygodniu złożyło doniesienie do Prokuratury Generalnej z żądaniem wszczęcia dochodzenia.

Drugie – Platforma Poszkodowanych w Klinikach Hiszpanii z Powodu Kradzieży Dzieci – zrzesza 300 rodzin i złożyło doniesienie do madryckiego sądu.

[srodtytul]Przysługa dla Hitlera[/srodtytul]

Platforma zwróciła się też do Ministerstwa Sprawiedliwości o pomoc w otwarciu biura koordynującego poszukiwanie dzieci. Organizacja zrzesza rodziny, którym ukradziono dzieci w czasach dyktatury Franco. Jej rzecznik Mar Soriano zapewniała, że Platforma ma dokumenty poświadczające przewożenie dzieci do Niemiec. Miała to być osobista przysługa świadczona przez Franco Hitlerowi.

Dojście całej prawdy nie będzie możliwe. Nie istnieje już wiele z tamtych szpitali. Przez niemal pół wieku zmarli świadkowie i osoby zamieszane w kradzieże. Pokrzywdzeni rodzice i często już dorosłe dzieci, które dowiadują się prawdy o swoim pochodzeniu, w większości wypadków mogą jedynie liczyć na podobieństwo genetyczne.

[i]Ewa Wysocka z Barcelony[/i]

Maria Chumillas straciła dziecko 30 lat temu. – Pochodzę z małej wsi na południu Hiszpanii. W poszukiwaniu pracy pojechałam do Kraju Basków i po roku zaszłam w ciążę. Gdy rodzina wyrzuciła mnie z domu, ksiądz w Bilbao znalazł mi mieszkanie, w którym było więcej dziewczyn w ciąży – opowiada „Rz”.

Po porodzie Maria nigdy już nie zobaczyła swojej córki. – Powiedzieli mi, że umarła, ale nigdy nie pokazali ciała. Byłam młoda i przestraszona, nie umiałam dochodzić swoich praw – opowiada.

Pozostało 88% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 789
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 788
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 787
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 786