Ale Stalin o tym nie wiedział…

W piątek w Miednoje uczczono 11. rocznicę utworzenia polskiego cmentarza

Aktualizacja: 02.09.2011 23:31 Publikacja: 02.09.2011 23:21

Choć budynek nie jest wielki, to ma bardzo szerokie korytarze, wyłożone niezwykle dobrze utrzymanym, błyszczącym parkietem. Widać, że ktoś wkłada w stan tej podłogi dużo wysiłku. Ścienne gazetki klubów sportowych. Stremowane dziewczyny zmierzające do pokoju z wywieszką „komisja przyjęć". Twerska Akademia Medyczna.

W tym budynku zamordowano co najmniej 12 tysięcy ludzi.  Co najmniej, bo rozstrzelanych w 1940 Polaków z policji, Korpusu Ochrony Pogranicza i Straży Granicznej, przywiezionych tu z obozu w Ostaszkowie, było prawie 6300, a Rosjan zabitych tu w czasie wielkiej czystki lat 1937 – 1938 było sporo ponad 5000. To dwie największe grupy ofiar siedziby NKWD w Twerze, ówczesnym Kalininie. Ale ilu zabijano tu rocznie wcześniej i później – w zwykłe dni władzy radzieckiej?

Nie mamy czasu, podchodzimy więc tylko do wiodącego w bok korytarza i patrzymy na tylny dziedziniec. To tu wyładowywano Polaków, przez tylne drzwi – chyba te same, które widzimy – wprowadzano ich do gmachu i zaganiano do podziemnych cel. A potem, po jednym – do Leninowskiej Świetlicy, gdzie ostatni raz sprawdzano tożsamość. Nagłe skrępowanie rąk – i do piwnicy, gdzie czekał główny kat Kremla, pułkownik Błochin, ubrany w skórzany płaszcz, pilotkę i lotnicze gogle, z niezawodnym niemieckim pistoletem w ręku.

Polacy prawie do końca nie zdawali sobie sprawy z tego, co ich czeka. Inaczej Rosjanie. Ci, skatowani w wielomiesięcznym śledztwie dobrze wiedzieli, że są skazani na śmierć, i co stanie się, gdy wreszcie zostaną wywołani z celi.

„Śpij kolego w ciemnym grobie... " – grają przed budynkiem polscy policyjni trębacze. Wiceminister spraw wewnętrznych Zbigniew Sosnowski i ambasador Wojciech Zajączkowski składają wieńce przed dwoma wmurowanymi na frontonie tablicami. Polską – „ostaszkowską" i rosyjską, składającą hołd wszystkim, zamęczonym w siedzibie kalinińskiej NKWD w latach 30., 40. i 50. Przedstawiciele rodzin zamordowanych policjantów zmawiają krótką modlitwę.

Polacy i Rosjanie leżą obok siebie w lasku w Miednoje. Tutaj, kilkanaście kilometrów za miastem, enkawudziści chowali swoje ofiary. W lasku stały też wypoczynkowe dacze politycznej policji. – Tutaj pośrodku polskiego cmentarza na grobach rosły najwspanialsze, niesłychanie soczyste jagody. Żony enkawudzistów przychodziły tu z dacz, żeby je zbierać – mówi dziennikarz twerskiej gazety. – Ręce miały potem od tych jagód krwawe, czerwone aż po łokcie...

Daleko na jagody kalinińskie żony nie miały. Jeszcze dziś dobrze widać, gdzie były dacze – stały tam, gdzie w lesie aż do teraz rosną drzewka owocowe. Najwyżej 300 metrów od jam z trupami. Oba cmentarze, polski i rosyjski, dzieli niski metalowy płotek. Polski – pięknie utrzymany. Nazwiska wszystkich zamordowanych więźniów Ostaszkowa uwiecznione na metalowych płytach, nieprzerwanym kręgiem otaczających zbiorowe mogiły. Na rosyjskim znajdujemy może kilkanaście przybitych do sosen zdjęć z nazwiskami. To i tak bardzo wiele – ogromna większość miejsc pochówków ofiar stalinizmu w Rosji nie jest upamiętniona w żaden sposób.

– Pamięć o narodowych tragediach jest tak samo święta jak pamięć o zwycięstwach – mówi dyrektor miejscowego muzeum represji Natalia Żarowa.

To w obecnej Rosji bynajmniej nie jest banał. Ogromna większość Rosjan czci pamięć żołnierzy Wielkiej Wojny Ojczyźnianej leżącej u podstaw współczesnej rosyjskiej tożsamości narodowej, będącej tu jedynym chyba źródłem zbiorowej dumy. Ale do stalinizmu ma stosunek ambiwalentny, często niejasny.

- Mój ojciec był Polakiem, obywatelem radzieckim – opowiada 79-letnia staruszka, Galina Ignatiewa. Ma na szyi fotografię taty – przystojnego eleganckiego pana w garniturze z zadbanymi wąsami.

Postać niepasująca do zgrzebnego świata radzieckiej prowincji lat 30. - Ojciec Ignacy Kazimirowicz był kierownikiem działu w fabryce. Przyszli nocą, powiedzieli, że coś się stało w zakładzie. Ubrał się i poszedł. I nie wrócił, ja go nawet nie pamiętam – opowiada. –Ja byłam potem dzieckiem wroga narodu, rodzice zabraniali swoim dzieciom nie tylko się ze mną bawić, ale nawet do mnie podchodzić. Z całej ulicy tylko jeden chłopiec zaprzyjaźnił się z moim bratem, więc i ze mną. Brat potem zginął na wojnie, zaraz na początku, w 1941 r., szedł na czele kontrataku.

Przez lata razem z innymi dziećmi ofiar represji walczyłam, żeby się dowiedzieć prawdy o losie ojca, a potem żeby dostać dokument o wykonaniu wyroku – mówi Galina Ignatiewa. – I dostałam. Katowany w śledztwie, skazany na śmierć w październiku 1937, rozstrzelany 25 grudnia o godzinie 2.55 w nocy. Tutaj leży.

Przerywa na chwilę, bo tuż obok przechodzi polski policyjny poczet sztandarowy. Polacy mijają szereg rosyjskich żołnierzy z kałasznikowami, są tutaj, by oddać salwę honorową.

– Ojca było mi brak cale życie – kontynuuje. – Ale Stalina nie potępiam. To nie jego wina i przynajmniej w kraju był porządek. Ludzie nie spóźniali się do pracy, jak teraz. A to, że cierpieli niewinni, jak mój ojciec, to wina otoczenia Stalina. Dezinformowali go. A przecież nikt, nawet Stalin, w takim ogromnym kraju nie może sam z siebie wiedzieć o wszystkich szczegółach...

Korespondencja z Moskwy

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019