Korespondencja z Rzymu
Przepracowała dwa dni i przedstawiła zaświadczenie o poważnej chorobie skóry. Niedługo potem następne o zagrożonej ciąży. Potem urodziła dziecko, był urlop macierzyński i kilka chorób. Wróciła do pracy w 2004 r. na cztery dni. Wówczas bezpośredni kontakt Silvii z pracą urwał się bezpowrotnie, jeśli pominąć pobieraną aż do 1 listopada br. co miesiąc pensję. Na przeszkodzie stanęły dwie kolejne zagrożone ciąże, dwa porody i urlopy macierzyńskie i poważne kłopoty ze zdrowiem.
Tyle że zdrowa jak ryba pani Silvia nie była w ciąży i nie urodziła żadnych dzieci. Jednak dla pracodawcy i ubezpieczalni była matką dwojga dzieci na podstawie zaświadczenia o dwóch porodach w Hiszpanii. Pobrała becikowe i wraz z mężem korzystała z przysługujących z tego tytułu ulg podatkowych, wycenionych na 30 tys. euro. Toczy się śledztwo, bo trudno uwierzyć, że pani Silvia nie korzystała z pomocy medyków i urzędników we Włoszech i Hiszpanii.
Opisujący ten przypadek komentator „Corriere della Sera" pyta retorycznie, jak Italia ma wyjść z kryzysu i ograniczyć wydatki z budżetu, skoro system kontroli jest tak nieszczelny, a w dodatku wykorzystują to tysiące Włochów. Dwa lata temu wyrywkowa kontrola 100 tys. rencistów wykazała, że 20 proc. cieszyło się końskim zdrowiem, a dalsze 30 proc. pobierało zawyżone świadczenia, w tym uznany za kompletnego ślepca snajper neapolitańskiej camorry.