W ostatnich tygodniach w relacjach między Paryżem a Londynem wiało chłodem. Francuzi byli zirytowani na Brytyjczyków, że podczas grudniowego szczytu Unii Europejskiej nie zgodzili się na traktat fiskalny. Władzom w Londynie nie podobały się z kolei krytyczne uwagi Francuzów o brytyjskiej gospodarce.
Podczas piątkowego szczytu w Paryżu wyraźnie było jednak widać, że mimo wszystko oba kraje wciąż łączy bardzo wiele. – Nie sądzę, by kiedykolwiek od czasu drugiej wojny światowej współpraca francusko-brytyjska układała się lepiej niż obecnie – oznajmił premier David Cameron. – Choć były między nami różnice zdań, to być może, gdybym był na miejscu Davida Camerona, broniłbym brytyjskich interesów w taki sam sposób jak on – zauważył z kolei Nicolas Sarkozy. – Nigdy nie było między nami żadnych osobistych konfliktów – podkreślił.
– Mówienie o tym, że stosunki brytyjsko-francuskie są najlepsze od czasu drugiej wojny światowej, to zapewne przesada, ale widać, że Sarkozy i Cameron nieźle się ze sobą dogadują. Przyszłość wzajemnych stosunków zapowiada się więc obiecująco – zauważa w rozmowie z „Rz" profesor Iain Begg z Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Chatham House w Londynie. – Przywódcy obu państw puścili w niepamięć grudniową bitwę i szukają nowych form współpracy, które zbliżą Londyn i Paryż – dodaje. „Cameron i Sarkozy na nowo ożywili entente cordiale" – napisał w internetowym wydaniu „Daily Telegraph".
Przywódcy ogłosili nowe umowy o rozwoju cywilnej energetyki atomowej i o wspólnej budowie samolotu bezzałogowego.
– Obie umowy wskazują na to, że Wielka Brytania i Francja są nadal bliskimi sojusznikami. Mają też spore znaczenie gospodarcze. Rozwój obu projektów ma znaczenie gospodarcze i społeczne – mówi „Rz" francuski politolog Georges Mink. Jego zdaniem w kuluarowych rozmowach Francja z pewnością zabiegała też o zmiękczenie stanowiska Wielkiej Brytanii wobec posunięć związanych z ratowaniem Grecji i strefy euro. – Sarkozy chce doprowadzić do poprawy stosunków z Wielką Brytanią. Na sojusz z nią, kontra Niemcy, stawiał na początku swej pięcioletniej kadencji, jeszcze zanim zdecydował się na zmianę układów – zauważa Mink.