Czymże są namiętności miotające człowiekiem wobec potęgi żywiołu? Jakże bardzo są niczym, jakaż to dla nas lekcja bezradności i pokory. Historia stawia nas wobec takich zdarzeń coraz częściej. Przekaz medialny tylko potęguje wrażenie, że przyroda staje przeciw człowiekowi. Rozwinęliśmy cywilizację, która wyszła poza ramy harmonii z siłami natury; nie panujemy nad tym, co ją niszczy, dręczy, zabija. Trudno więc dziwić się jej buntowi; odpowiada wysychającymi rzekami, trzęsieniami ziemi, niszczącą siłą tornad, erupcjami wulkanów, niespodziewanymi powodziami. I dopiero wtedy, twarzą w twarz z katastroficzną siłą, możemy poczuć, jak bardzo jesteśmy bezradni, jak mało jako indywidualni ludzie znaczymy. Iluż z nas starła taka siła? Ilu z nas przepadło? Pytanie bez odpowiedzi, bo jedyne, co można, to odnotowywać konkretne zdarzenia, jak tragedie skamieniałych ludzi w Pompejach, ofiary Krakatau czy tsunami w początkach tego wieku.