Reklama

Bogusław Chrabota: Człowiek naprzeciw potęgi żywiołu

Mimo że mamy się za osobny wszechświat, naprzeciw sił natury jesteśmy niczym więcej niż ziarnkiem pyłu na wietrze. Co nas może ocalić?

Publikacja: 18.07.2025 14:20

Bogusław Chrabota: Człowiek naprzeciw potęgi żywiołu

Foto: Fotorzepa, Maciej Zieniewicz

Czymże są namiętności miotające człowiekiem wobec potęgi żywiołu? Jakże bardzo są niczym, jakaż to dla nas lekcja bezradności i pokory. Historia stawia nas wobec takich zdarzeń coraz częściej. Przekaz medialny tylko potęguje wrażenie, że przyroda staje przeciw człowiekowi. Rozwinęliśmy cywilizację, która wyszła poza ramy harmonii z siłami natury; nie panujemy nad tym, co ją niszczy, dręczy, zabija. Trudno więc dziwić się jej buntowi; odpowiada wysychającymi rzekami, trzęsieniami ziemi, niszczącą siłą tornad, erupcjami wulkanów, niespodziewanymi powodziami. I dopiero wtedy, twarzą w twarz z katastroficzną siłą, możemy poczuć, jak bardzo jesteśmy bezradni, jak mało jako indywidualni ludzie znaczymy. Iluż z nas starła taka siła? Ilu z nas przepadło? Pytanie bez odpowiedzi, bo jedyne, co można, to odnotowywać konkretne zdarzenia, jak tragedie skamieniałych ludzi w Pompejach, ofiary Krakatau czy tsunami w początkach tego wieku.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Iran - raj w szponach starców

Oto więc z jednej strony doskonała ludzka bezradność. Czy to wszystko? A może ma swój rewers? Szczęśliwie jest i druga strona. Otóż jest w tym niezwykle dramatycznym zderzeniu człowieczeństwa z siłami natury coś niezwykle twórczego. Coś, co musi przykuć uwagę. Jakiś niezwykły moment metafizyczny, by użyć tych archaicznych, niekoniecznie dziś zrozumiałych terminów.

W tym niezwykle dramatycznym zderzeniu człowieczeństwa z siłami natury coś niezwykle twórczego. Coś, co musi przykuć uwagę. Jakiś niezwykły moment metafizyczny, by użyć tych archaicznych, niekoniecznie dziś zrozumiałych terminów.

Kiedy o tym myślę, staje mi przed oczami pewien widziany przed laty obraz anonimowego autora. Dziewiętnasty wiek, możliwe, że jego koniec. Styl? Trudno powiedzieć. Bez wątpienia jakiś poboczny nurt symbolizmu. Ale z intuicją przyszłości. Może surrealizmu? Mikalojus Čiurlionis? Ktoś o jego wrażliwości, choć mniej znany? W centrum obrazu widać samotnego człowieka stojącego na wzgórzu, wokół którego wzbiera rozszalałe morze. Niezmierzone wody podnoszą się, przewalają falami, groza narasta, bo morze jest nie do zatrzymania, poziom wód rośnie nieubłaganie i nie ma żadnej nadziei, że da się ten proces zatrzymać. Cóż może zdziałać w takiej sytuacji człowiek? Na co mu się przydadzą jego geniusz, ambicja, siła woli, potęga miłości, czy nienawiści, obsesja władzy, siła nadziei, czy szaleństwo wiary?

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Przywództwo, czyli igraszki z historią

Żadne z tych uczuć – choć przecież zdarzało się w historii, że podobne im ruszały z posad gmachy świata – go nie uratuje. Mimo iż mamy się za osobny wszechświat, naprzeciw sił natury jesteśmy niczym więcej niż ziarnkiem pyłu na wietrze. Co nas może ocalić? Tylko ingerencja siły nadprzyrodzonej. Tylko Bóg. On jedyny. Nikt inny, ani nic innego. Chwytamy się tej myśli, licząc, że jest dla nas szansa. Przypłynie łódź z ratunkiem. Wody opadną, jak za magicznym zaklęciem. Burza się skończy tak szybko, jak się zaczęła. Dlatego to ludzkie łaknienie Boga, siła, która w naszej zeświecczonej, bezbożnej współczesności niemal zanikła, rośnie nieskończenie, kiedy trzeba się zmierzyć z siłami natury, choćby ową siłą natury była tylko biologia: choroba, starość i powolne umieranie naszego ciała.

Chcemy walczyć do końca. Do końca chcemy chwytać się nadziei, że ratunek przyjdzie, że nie przepadniemy.

Patrzę za okno i widzę pełen słońca, pełen ludzkiego wigoru świat. I nie chcę widzieć cienia, który nad nim wisi. Jeszcze nie nabrał wyraźnych kształtów. Odrzucam myśl o zagładzie. Nieopodal starsi o kilka dekad ludzie. Z różańcami w dłoniach próbują odgonić śmierć. Ich już dotyka jej cień, więc odwracają głowę w stronę nieskończoności. Czy uśmiechnie się do nich Stwórca? A może jedyny uśmiech to tylko ziarna różańca? I nic więcej.

Czymże są namiętności miotające człowiekiem wobec potęgi żywiołu? Jakże bardzo są niczym, jakaż to dla nas lekcja bezradności i pokory. Historia stawia nas wobec takich zdarzeń coraz częściej. Przekaz medialny tylko potęguje wrażenie, że przyroda staje przeciw człowiekowi. Rozwinęliśmy cywilizację, która wyszła poza ramy harmonii z siłami natury; nie panujemy nad tym, co ją niszczy, dręczy, zabija. Trudno więc dziwić się jej buntowi; odpowiada wysychającymi rzekami, trzęsieniami ziemi, niszczącą siłą tornad, erupcjami wulkanów, niespodziewanymi powodziami. I dopiero wtedy, twarzą w twarz z katastroficzną siłą, możemy poczuć, jak bardzo jesteśmy bezradni, jak mało jako indywidualni ludzie znaczymy. Iluż z nas starła taka siła? Ilu z nas przepadło? Pytanie bez odpowiedzi, bo jedyne, co można, to odnotowywać konkretne zdarzenia, jak tragedie skamieniałych ludzi w Pompejach, ofiary Krakatau czy tsunami w początkach tego wieku.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Plus Minus
„Szopy w natarciu”: Zwierzęta kontra cywilizacja
Plus Minus
„Przystanek Tworki”: Tworkowska rodzina
Plus Minus
„Dept. Q”: Policjant, który bał się złoczyńców
Plus Minus
„Pewnego razu w Paryżu”: Hołd dla miasta i wielkich nazwisk
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Plus Minus
„Survive the Island”: Między wulkanem a paszczą rekina
Reklama
Reklama