Christian Wulff był prezydentem RFN zaledwie 20 miesięcy i ustąpił w niesławie. Przez 66 dni przed dymisją zajęty był wyłącznie odpieraniem ataków mediów i części polityków, którzy domagali się wyjaśnień w licznych sprawach pachnących korupcją a już na pewno upoważniały do podejrzeń o nadużycie urzędu. Czy taki człowiek ma prawo do pensji honorowej? — pytają niemieckie media.
Zgodnie z ustawą przysługuje ona do końca życia prezydentowi, po złożeniu urzędu. Brak przy tym precyzyjnych regulacji prawnych dotyczących warunków przyznawania dożywotnich apanaży.
Tym samym Christianowi Wulffowi przysługuje 199 tys. euro rocznie. To nie wszystko. Ma także prawo do służbowej limuzyny, szofera, ochroniarza oraz biura utrzymywanego na koszt urzędu prezydenckiego. — Takie przywileje w przypadku Wulffa są moralnie nie do obrony — argumentuje deputowany SPD Peter Danckert. Wysokość pensji nie ma tu żadnego znaczenia. Mimo, że 199 tys. euro to wcale niemało, jeżeli przypomnieć, że kanclerz Angela Merkel musi się zadowolić niecałymi 16 tys. euro miesięcznie. Wulff miałby nieco więcej.
Chodzi nie tyle o pieniądze, ale prawo. Rzecz w tym, że prezydent podał się do dymisji w chwili gdy prokuratura wystąpiła z propozycją uchylenia jego immunitetu w związku ze śledztwem w sprawie jednego z wypadów przyszłego prezydenta na luksusowe krótkie wakacje na wyspie Sylt z przyszłą żoną, Bettiną. Wszystko wskazywało na to, że wyprawę sfinansował jeden z przyjaciół ówczesnego premiera Dolnej Saksonii, Christiana Wulffa. — Ingerencja prokuratury świadczy o tym, że prezydent zmuszony został podać się do dymisji z przyczyn leżących po jego stronie — udowadniają jego przeciwnicy. Zwolennicy honorowego załatwienia sprawy powołują się na oświadczenie urzędu prezydenckiego, który ocenił, że prezydent ustąpił z „przyczyn politycznych". A więc przez niego niezawinionych, a nawet niezależnych. Dlatego pieniądze należą mu się bez gadania. Podobnie jak jego poprzednikowi, który także sam podał się do dymisji zniesmaczony atakami mediów po wypowiedzi o konieczności obrony przez Niemcy traktów handlowych, bo musi być do tego gotów „kraj naszej wielkości i z taką orientacją handlu zagranicznego".
— To co proponuje prezydent jest polityką kanonierek — ocenił wypowiedź Köhlera, Jürgen Trittin, lider Zielonych. W podobnym tonie wypowiadali się także politycy CDU, partii Angeli Merkel. Tu niewątpliwie chodziło o politykę.