Premier Iveta Radičová kierowała rządem niecałe dwa lata. Przegrała, gdy połączyła głosowanie nad wsparciem dla borykających się z kryzysem krajów strefy euro z wotum zaufania dla rządu – parlament zagłosował na „nie". A teraz prawie na pewno przestanie być premierem.
Pod koniec 2011 r. ujawnione zostały szczegóły operacji „Goryl". W Internecie opublikowano zapis podsłuchów służb specjalnych SIS (Słowacka Służba Informacyjna) z lat 2005 – 2006, z których wynikało, że podczas procesów prywatyzacyjnych grupa finansowa Penta przekupywała polityków i wysokiej rangi urzędników. Łapówki wręczane były przede wszystkim za korzystne decyzje prywatyzacyjne. Ukazano też sposoby nielegalnego finansowania partii politycznych. Nieco wcześniej ujawniono, że służby specjalne podsłuchiwały rozmowy dziennikarzy, co też zbulwersowało społeczeństwo.
– Z korupcją jest u nas podobnie jak w innych krajach Europy Środkowej. W Czechach, Polsce czy na Węgrzech. Tyle że akurat kilka dużych afer ujrzało światło dzienne tuż przed wyborami – powiedział „Rz" Ctibor Koštal, dyrektor Słowackiego Instytutu Zarządzania. – W rzeczywistości z taką korupcją borykamy się co najmniej od dziesięciu czy piętnastu lat. Ale może i dobrze, że sprawa wreszcie stała się ważnym tematem społecznym i politycznym – dodał.
Afera uderzyła przede wszystkim w polityków centroprawicy ze Słowackiej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Demokratycznej (SDKU – DS) byłego premiera Mikulaša Dzurindy. A premier Radičová jest wiceprzewodniczącą tego ugrupowania. Co prawda okazało się, że winni są też opozycyjny lewicowy Smer i jego lider Robert Fico, ale przetrwali to dużo lepiej.
– Uważam, że rząd Radičovej prowadził aktywną walkę z korupcją. Doprowadził do przyjęcia kilku ważnych ustaw – mówi Ctibor Koštal. – Paradoksalnie, badania opinii publicznej wykazują, że spore poparcie mają partie zamieszane w takie afery w przeszłości, i to zapewne właśnie one sformują nowy rząd. W efekcie walka z korupcją może ustać – podkreślił.