„Niech żyje premier Orban" – takich plakatów w języku polskim było wczoraj w Budapeszcie niemało. Nieśli je zwolennicy premiera Węgier przybyli na wezwanie klubów „Gazety Polskiej", Ruchu Społecznego im. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i Solidarnych 2010.
– Jest nas na pewno 3 tysiące – zapewniał wczoraj Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej", w rozmowie telefonicznej z „Rzeczpospolitą". Maszerował wtedy ulicami Budapesztu wraz z tłumem zwolenników premiera Viktora Orbana na wiec zorganizowany w pobliżu gmachu parlamentu.
UE w roli wroga
Poprzedni podobny wiec zgromadził co najmniej 100 tysięcy zwolenników premiera Węgier. Wczoraj było ich znacznie mniej, ale też wiecowano w wielu miejscach. Czwartek był dniem wolnym od pracy z okazji święta narodowego 15 marca. Rząd potraktował 164. rocznicę wybuchu powstania węgierskiego jako doskonałą okazję do przypomnienia, że kieruje się ideałami patriotycznymi i to naród, a nie siły zewnętrzne, ma ostatnie słowo w podejmowaniu decyzji dotyczących jego przyszłości.
To stara teza premiera Orbana używana do krytyki Unii Europejskiej. Chodziło mu wczoraj nie tylko o nałożone właśnie sankcje w postaci zamrożenia pół miliarda euro ze środków funduszu spójności na rok 2013. Przyczyną było notoryczne przekraczanie przez Węgry dopuszczalnego w UE deficytu budżetowego.
Polacy z nami
– Nie jesteśmy dzisiaj w walce sami. Są z nami nasi polscy przyjaciele, tak jak w 1848 roku, gdy walczył razem z nami Józef Bem – mówił Orban. – Za wolność waszą i naszą – powiedział po polsku.