W sobotę rano na wiecu lewicy europejskiej Francois Hollande, lider francuskiej Partii Socjalistycznej, powtórzy, że jeśli zostanie prezydentem, nie dopuści do ratyfikacji traktatu fiskalnego bez zmian.
Dla lewicy pakt, który mówi tylko o dyscyplinie budżetowej, a nie zawiera żadnych instrumentów pobudzania wzrostu gospodarczego, jest trudnym do przyjęcia dokumentem. Do opinii głoszonych przez Hollande'a przyłączył się Robert Fico, nowy lewicowy premier Słowacji. W niektórych krajach strefy euro lewica jest u władzy (Słowacja), w innych może ją zdobyć (Francja), a w jeszcze innych jej głos będzie się liczył w trakcie procedury ratyfikacji w parlamentach (np. Niemcy czy Holandia). Traktat wejdzie w życie 1 stycznia 2013 roku, jeśli ratyfikuje go co najmniej 12 z 17 państw strefy euro. Najwięcej emocji budzą jednak Niemcy i Francja.
Wzrost najważniejszy
– Prywatnie Hollande i jego doradcy wysyłają sygnały, że mówią poważnie o wzroście gospodarczym, popycie i inwestycjach. To nie oznacza jeszcze, że będą żądali zmiany tekstu traktatu – mówi Thomas Klau, ekspert European Centre for Foreign Relations. Mogą zadowolić się aneksem do traktatu albo dodatkowym dokumentem o wzroście gospodarczym.
Mniej niebezpiecznie wygląda sytuacja w Niemczech. – Opozycja z SPD oraz Zieloni, w zamian za głosowanie za paktem, chcą skłonić rząd do większego zaangażowania na rzecz wprowadzenia w UE podatku od transakcji finansowych, ale nie zamierzają kruszyć o to kopii. Można więc zakładać, że traktat zostanie zaakceptowany wymaganą większością dwóch trzecich głosów. Dla kanclerz Angeli Merkel ratyfikacja paktu ma ogromne znaczenie polityczne, gdyż może twierdzić, iż udzielana Grecji pomoc, jak i ratowanie euro odbywa się wprawdzie także za niemieckie miliardy, ale za to na niemieckich warunkach, czyli paktu stabilizacyjnego – mówi „Rz" Cornelius Ochmann, ekspert Fundacji Bertelsmanna.
Właśnie powiązanie ratyfikacji paktu z możliwością sięgania po pieniądze z funduszu ratunkowego może skłonić do powiedzenia tak najbardziej wrażliwe dziś kraje strefy euro – Irlandię, Portugalię, Grecje, a także Hiszpanię i Włochy. Trzy pierwsze już korzystają z unijnych pieniędzy, dwa kolejne mogą znaleźć się w niebezpiecznej strefie. Choć w Hiszpanii można spodziewać się debaty, bo kraj ten już ma problemy z wypełnianiem zaleceń budżetowych Brukseli i kolejne żądania uważa za szkodliwe dla wzrostu gospodarczego.