Przeciwnicy paktu są coraz silniejsi w krajach południa Europy, Irlandii i wszędzie tam, gdzie jego zapisy mogą oznaczać wyrzeczenia dla społeczeństwa. Ale nawet w bogatych Niemczech i Holandii podnoszą się głosy przeciwne paktowi. W tej sytuacji szczególnego znaczenia nabierają kwietniowe wybory prezydenckie we Francji. – Jeśli zostanę prezydentem i jeśli będzie nowy parlament, to oczywiście ten traktat nie może być ratyfikowany bez dokonania w nim zmian – deklaruje Francois Hollande, kandydat francuskich socjalistów.
Unia nie jest gotowa na odrzucenie paktu. Część ekspertów uważa, że jego zapisy i tak zostaną wprowadzone do prawodawstwa, ale dla części z nich oznaczałoby to koniec eurolandu.
Również u nas mogą być kłopoty z ratyfikacją paktu. Rządowe Centrum Legislacji uważa, że wymaga ona większości 2/3 głosów w Sejmie. Czyli bez poparcia PiS albo Solidarnej Polski ratyfikacja nie będzie możliwa, a obie partie odmawiają zgody na traktat.
Dla ważności nowego dokumentu nasze stanowisko nie ma znaczenia, bo wejdzie on w życie, jeśli ratyfikacji dokona 12 z 17 państw strefy euro. Jednak z politycznego punktu widzenia ewentualne polskie „nie" będzie miało znaczenie. – To byłby duży cios dla międzynarodowego prestiżu premiera Donalda Tuska, który od dawna walczy o to, by Polska była wciągana we wszelkie inicjatywy zarządzania gospodarczego w UE. Byłby to też problem dla Niemiec, bo Berlinowi zależy na udziale Polski – mówi „Rz" Thomas Klau, ekspert European Council for Foreign Relations.
Rządowe Centrum Legislacji zwraca uwagę, że ratyfikacja wymaga większości 2/3 posłów