Tysiące Portugalczyków nie mogły się dostać wczoraj do pracy z powodu 24-godzinnego strajku generalnego, który sparaliżował ich kraj. – Nic nie działało. Musiałem wrócić do domu, co nie za bardzo mnie cieszy – mówił agencji Reuters 47-letni pracownik socjalny Manuel Duarte z Coimbry.
Portugalia, jeden z najbiedniejszych krajów UE, wyjątkowo dotkliwie odczuła kryzys zadłużeniowy. Bezrobocie wynosi 14 procent, a gospodarka skurczy się w tym roku o ponad 3,3 procent. Mieszkańcy tracą cierpliwość, bo reformy nie przynoszą pozytywnych efektów. W lutym nawet 300 tysięcy osób wyszło na ulice na znak protestu. Teraz związki zawodowe sięgnęły po najpotężniejszą broń – strajk generalny.
– Trudno powiedzieć, ile ten strajk będzie kosztował. Bardziej na przyszłości Portugalii zaważy to, że reformy są źle pomyślane. Dokonuje się cięć, ale nie poprawia konkurencyjności gospodarki. A tylko w ten sposób można ożywić wzrost i uelastycznić rynek pracy – mówi „Rz" Luis Faria, szef portugalskiego ośrodka Contraditorio.
Strajk generalny przeciwko reformom zapowiedziały związki zawodowe we Włoszech, ale nie podały jeszcze terminu. W Hiszpanii tpaki strajk ma się odbyć 29 marca. Protesty co chwilę paraliżują też Grecję. Straty dla gospodarek liczone są w setkach milionów euro.
W Belgii strajk przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego, który w lutym sparaliżował port w Antwerpii, kosztował milion euro za godzinę przestoju. Linie lotnicze Iberia straciły 36 milionów euro z powodu tegorocznych strajków personelu. Wzrost cen paliw i mniejszy ruch może sprawić, że linie lotnicze znajdą się w tym roku pod kreską i będą musiały zwalniać pracowników.