Już po raz czwarty spotkali się przywódcy państw, których w jedną grupę połączył przed jedenastoma laty ekonomista Goldman Sachs szukający zgrabnej nazwy dla wschodzących potęg gospodarczych.
Państwa BRIC i RPA (która dołączyła do tej grupy w 2011 roku, stąd w anglojęzycznym skrócie jeszcze litera „S" – od South Africa) reprezentują już 28 proc. globalnej gospodarki i niemal połowę ludności świata. Ich znaczenie wciąż rośnie. W ciągu trzech lat łączna wartość PKB tej grupy ma przewyższyć PKB USA, a w 2027 roku BRICS prześcignie G7.
Obradujący w New Delhi liderzy rozmawiali więc o tym, jak wzmocnić swoją pozycję w świecie w stosunku do Europy i Stanów Zjednoczonych. Wczoraj w deklaracji końcowej skrytykowali też zgodnie Zachód, między innymi za opieszałość w reformowaniu Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Domagają się, by państwa rozwijające się od stycznia 2013 roku zyskały większe prawa podczas wyboru szefa MFW.
Jak zauważa Reuters, obecnie – zgodnie z „dżentelmeńską umową" między Europą a Stanami Zjednoczonymi – Europejczycy stają na czele MFW, a Bankowi Światowemu od czasów drugiej wojny światowej przewodzą Amerykanie. Nie zdołali jednak wspólnie poprzeć jednego kandydata państw rozwijających się w wyborach na następcę odchodzącego w czerwcu szefa Banku Światowego Roberta Zoellicka.
– Wprawdzie na razie nie mogą się zjednoczyć, nie tylko w sprawie kandydata na szefa Banku Światowego, ale też waluty rezerwowej czy reformy Rady Bezpieczeństwa ONZ, ale jeśli przywódcy BRICS zdołają w przyszłości wypracować wspólne stanowisko, zyskają duże znaczenie – zauważa w rozmowie z „Rz" Shashank Joshi z londyńskiego Royal United Services Institute.