W trakcie procesu w Greensboro w Karolinie Północnej wyszło na jaw wiele nowych okoliczności jednej z największych afer obyczajowych współczesnej Ameryki. Oskarżonym jest John Edwards, były kandydat demokratów na wiceprezydenta w 2004 r. Cztery lata później miał nadzieję, że podobną funkcję zaoferuje mu Barack Obama. W prawyborach prezentował się jako polityk ceniący nade wszystko życie rodzinne i piętnował wszelkie odstępstwa od tradycyjnych wartości w relacjach małżeńskich.

Okazało się jednak, że w czasie kampanii wyborczej w 2008 roku nie tylko miał kochankę, ale przeznaczył na jej utrzymanie co najmniej milion dolarów z funduszy kampanii wyborczej. Robił jej kosztowne prezenty, wynajmował luksusowy dom i finansował wypady na zakupy w Los Angeles.

Przed sądem odpowiada za sprzeniewierzenie funduszy wyborczych. Grozi mu 30 lat więzienia i kara grzywny w wys. do 1,5 mln dol. Zasadnicza część postępowania już się zakończyła i wszystko obecnie w rękach członków ławy przysięgłych. Obraduje od kilku dni, co oznacza, że istnieją rozbieżności w ustaleniu stanowiska.

58-letni Edwards twierdził w trakcie procesu, że pieniądze, które wydał na swą przyjaciółkę, pochodziły z darowizn, jakie otrzymał od swych przyjaciół, i nie miały nic wspólnego z kampanią wyborczą. 725 tys. dol. miał otrzymać od swej znajomej Rachel Mellon. Reszta miała pochodzić od przyjaciół żony.