Największa w państwach bałtyckich agencja BNS, cytując obszernie ten wywiad, jedną z depesz poświęciła pisowni polskich nazwisk na Litwie. Zgodnie z obowiązującym prawem nazwiska te powinny podlegać lituanizacji, czyli być pisane zgodnie z pisownią litewską. Komorowski powiedział, że w tej sprawie „musimy być stanowczy". I, jak stwierdziła agencja, powiedział: „Moja propozycja? Należy organizować pikiety z myślą o obopólnej korzyści".
- Nasz redaktor dyżurny bardzo się zdziwił, czemu polski prezydent użył tak ostrych słów i nawołuje do organizowania pikiet - powiedział „Rz" Robert Mickiewicz, redaktor naczelny jedynego polskiego dziennika na Litwie, „Kuriera Wileńskiego". - Usiłowaliśmy dotrzeć do oryginalnego tekstu wywiadu, co nie było takie łatwe; jego skan dotarł do nas dopiero następnego dnia. Okazało się, że w agencji BNS popełniono błąd - dodał.
W rzeczywistości Bronisław Komorowski wcale nie mówił o "pikietach". Stwierdził natomiast: „Moja propozycja? Należy prowadzić politykę pakietową, pilnując zasadę obustronnych korzyści". Z "pakietów" zrobiły się więc „pikiety".
- Politycy nie zareagowali, bo jest sierpień, okres urlopów. Ale reakcja litewskiej opinii publicznej była natychmiastowa: prezydent państwa, z którym Litwa pozostaje w nie najlepszych stosunkach, chce organizować pikiety - opowiada Mickiewicz. Choć nikt nie zadał sobie trudu, by się zastanowić, dlaczego Bronisław Komorowski nie powiedział, kto i gdzie miałby takie demonstracje przeprowadzać, Litwini zapałali oburzeniem. Po jakimś czasie dotarła do nich wiadomość o pomyłce i cała sprawa ucichła.
Ale wywiad wywołał kontrowersje także gdzie indziej. Chodzi o wypowiedzi Bronisława Komorowskiego na temat polityki bezpieczeństwa, a zwłaszcza w kwestii tarczy antyrakietowej.