Nagranie, które upublicznił liberalny magazyn „Mother Jones”, zarejestrowano na Florydzie podczas spotkania za zamkniętymi drzwiami dla osób wspierających kampanię republikanów, które zapłaciły za udział w kolacji co najmniej 50 tysięcy dolarów. „47 procent zagłosuje na (obecnego) prezydenta bez względu na to, co by się wydarzyło” – mówi w nim Romney. Przyznaje też, że ci, którzy nie płacą podatku dochodowego i opowiadają się za większą rolą państwa, na pewno go nie poprą.
Reakcja obozu Obamy była natychmiastowa. „Ciężko sprawować urząd prezydenta wszystkich Amerykanów, gdy się z pogardą skreśla połowę narodu’’ – stwierdził w oświadczeniu menedżer kampanii Białego Domu Jim Messina. Także po prawej stronie sceny politycznej wypowiedź republikanina wywołała konsternację. – To fatalny dzień dla kampanii Romneya – uznał Rick Davis, menedżer kampanii prezydenckiej Johna McCaina z 2008 roku. – Lekcja dla polityków, że w dobie YouTube'a i mediów społecznościowych nie istnieje coś takiego jak salonik, w którym można mówić, co się chce – uważa Davis.
Jego zdaniem największą szkodę w wypowiedzi, w której Romney określa wielu Amerykanów jako „ofiary” uzależnione od pomocy rządowej, wyrządzi wtrącone mimochodem zdanie, że jako prezydent nie „będzie się przejmował tymi ludźmi”.
– Bez wątpienia nie było to eleganckie sformułowanie – tłumaczył się Romney. – Oczywiście chcę pomóc wszystkim Amerykanom – wszystkim Amerykanom – w budowie jasnej i dostatniej przyszłości – dodał. Nie przeprosił jednak za swe słowa. Zdaniem Davisa szansą dla Romneya jest zbliżenie się do swojej bazy wyborczej i przedstawienie swojego programu gospodarczego, w tym reformy systemu podatkowego.