Korespondencja z Tbilisi
Gruzja ma cztery miliony mieszkańców. Może nawet co dziesiąty z nich brał w sobotę udział w opozycyjnych wiecach. Po ulicach Tbilisi i innych, nawet małych miejscowości, krążą samochody oflagowane na niebiesko (barwy opozycyjnego Gruzińskiego Marzenia) i biało-czerwono (Zjednoczony Ruch Narodowy prezydenta Saakaszwilego), mobilizując zwolenników i przekonując niezdecydowanych. Jedni i drudzy są święcie przekonani, że wygrają, i zapraszają na świętowanie zwycięstwa. Gruzja czeka na decydującą bitwę. Gruzińscy politolodzy uważają, że prawdopodobieństwo wybuchu zamieszek po zakończonym głosowaniu jest bardzo duże. Opozycja już zapowiedziała, że wygraną Ruchu uzna za dowód, iż wybory zostały sfałszowane.
W tych wyborach do gruzińskiego parlamentu wszystko jest nie tak. Zamiast partii liczą się dwaj politycy: urzędujący prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili i lider opozycji, miliarder Bidzina Iwaniszwili. Stojące za nimi ugrupowania Zjednoczony Ruch Narodowy i koalicja Gruzińskie Marzenie są tylko tłem dla ich rywalizacji (niewykluczone, że partie wchodzące w skład GM utworzą w nowym parlamencie oddzielne frakcje).
Trudno wskazać istotne dzielące obu polityków różnice programowe. Obaj chcą liberalnej gospodarki i integracji z Zachodem, może Iwaniszwili mówi więcej o potrzebie normalizacji stosunków z Rosją. Niezależnie z kolei od tych podobieństw kampania wyborcza była niezwykle brutalna i istnieje ryzyko, że po zakończeniu głosowania walka polityczna przeniesie się na ulice.
Jak Putin?
Wszystko zaczęło się jesienią 2010 r., kiedy pod wpływem sugestii Komisji Weneckiej Rady Europy Gruzja znowelizowała konstytucję, zmieniając ustrój państwa z prezydenckiego na parlamentarno-gabinetowy (partia wygrywająca wybory formuje rząd i wysuwa kandydata na premiera, który dysponuje realną władzą, Prezydent pełni funkcje reprezentacyjne).
Zmiany stwarzały nadzieję na stabilizację rządów i zabezpieczenie przed autorytarnymi ambicjami następnych prezydentów, jednak oponenci zwracali uwagę, że będą one obowiązywać dopiero od następnych wyborów prezydenckich, co kryło sugestię, że Saakaszwili przepisał konstytucję „pod siebie”.