Psy wojny: nowa lepsza rasa

Im bardziej kurczą się armie narodowe, tym bardziej rosną w siłę prywatne wojska firm takich jak DynCorp czy Blackwater. Outsourcing usług wojskowych ogranicza odpowiedzialność państw za straty ludzkie i przynosi – pozorne – oszczędności budżetom

Publikacja: 10.11.2012 00:01

Tekst z tygodnika "Przekrój"

Na zdjęciach ze stron internetowych widać rusztowania otaczające żelbetowe konstrukcje, afrykańskich rolników przy zbiorach, zadowolone kobiety w firmowych polo, uśmiechnięte dzieci z Bliskiego Wschodu. Prywatne firmy wojskowe (ang. PMC – Private Military Companies) można pomylić z NGO-sami zajmującymi się pomocą rozwojową albo przedsiębiorstwami budowlanymi.

Szefowie Blackwater wynajęli nawet lobbystów, by wymazali termin „najemnik" z oficjalnego obiegu w USA. „Chcemy być tym dla krajowego aparatu bezpieczeństwa, czym jest FedEx w dziedzinie usług pocztowych" – powiedział prezes Erik Prince.

Często pojawiają się słowa: „godność", „prawa" i „odpowiedzialność", zaś firma DynCorp, jeden z gigantów branży, umieściła nawet link do swojej „gorącej linii etycznej" (Ethical Hotline). Inwestycje w PR to jeden z wyraźniejszych przejawów zmian, jakie zaszły w ostatnich latach w dziedzinie prowadzenia wojny dla pieniędzy.

Zjawisko najemników jest znane od wieków, jeśli nie od zawsze. Zazwyczaj to eksżołnierze, pracujący na własną rękę, łączący się w oddziały jedynie na czas wykonania zlecenia. Byli obecni na większości nowoczesnych frontów, choć takich usług zakazuje prawo międzynarodowe (m.in. konwencja genewska) i wiele państwowych. Ze względu na brak stałej struktury, solidności oraz możliwości działania w granicach prawa ich wpływ na wynik konfliktów był dość ograniczony. Prawo międzynarodowe stworzone zostało z myślą o najemnikach starego typu, działających w warunkach wojny między państwami. W rozumieniu konwencji genewskiej najemnik to osoba niebędąca obywatelem, mieszkańcem terytorium ani członkiem armii żadnej ze stron, kierująca się wyłącznie chęcią zysku oraz biorąca udział w bezpośrednich działaniach wojennych. Definicja cokolwiek anachroniczna w czasach, gdy większość wojen to wojny domowe, a technologia rozmywa jasne dawniej podziały.

Wojsko korporacji i bogaczy

PMC nie lubi słowa na „n". Szefowie Blackwater wynajęli nawet lobbystów z Alexander Strategy Group, by wymazali termin „najemnik" z oficjalnego obiegu w USA, a z ich firmy uczynili ogólnoamerykańską markę. „Chcemy być tym dla krajowego aparatu bezpieczeństwa, czym jest FedEx w dziedzinie usług pocztowych" – powiedział prezes Erik Prince.

Tym, co nadaje działaniom PMC nową jakość, jest struktura korporacji. Oficjalnie zajmuje się „zarządzaniem ryzykiem", ochroną lub „świadczeniem usług z zakresu bezpieczeństwa". W przeciwieństwie do klasycznych „psów wojny" PMC działa legalnie. Bywa notowana na giełdzie, podpisuje długoterminowe umowy, ma biura w dzielnicach biznesowych największych stolic. Jej możliwości są nieporównywalne z tym, co oferowali klasyczni najemnicy – na zamówienie zorganizuje broń, transport sprzętu w dowolne miejsce świata, a także wyspecjalizowany zespół do jego obsługi.

Branża nie ogranicza się jednak do tego. Inne firmy, takie jak Engility (dawniej MPRI), zajmują się restrukturyzacją i szkoleniem nierzadko sił zbrojnych całych państw. Dysponują bazą kontaktów do byłych oficerów, często obejmującą nawet czterogwiazdkowych generałów. Jeszcze inne specjalizują się w logistyce. Dobrą ilustrację stanowi armia Arabii Saudyjskiej oparta niemal w całości na PMC – od szkolenia i doradztwa po obsługę systemu obrony powietrznej.

Rynek oferuje dziś niemal każdemu, kto jest w stanie zapłacić, usługi militarne na poziomie zarezerwowanym dotąd dla państw.

Zmiany dotyczą też czegoś znacznie głębszego niż efektywności w wykonywaniu zadań. Kompleksowość oferty PMC i profesjonalizm to nowy, znaczący element w układance polityki międzynarodowej. Wyłączność na zapewnianie bezpieczeństwa stanowiła do niedawna o wyjątkowym statusie państw narodowych oraz ich zdolności do wywierania wpływu na inne podmioty. Nowoczesna armia służyła często jako karta przetargowa, skuteczny instrument nacisku na słabsze państwa. Dziś nie jest to już tak proste. Australia przekonała się o tym w 1997 r., kiedy odmówiła pomocy wojskowej Papui-Nowej Gwinei dopóty, dopóki ta nie poprawi swoich standardów przestrzegania praw człowieka. Rząd w Port Moresby zwrócił się więc do firmy prywatnej, która nie zadawała niewygodnych pytań, świadcząc usługi podobnej jakości.

Dzięki dostępności na wolnym rynku wyspecjalizowanych wojsk związek między zasobnością portfela a potęgą militarną staje się jeszcze silniejszy, a czas potrzebny do transformacji jednego zasobu w drugi – krótszy. Korporacje, a nawet bogate osoby prywatne mogą zatem urastać w konfliktach dotyczących niewielkich lub słabych państw do rangi istotnych sojuszników, zdolnych do zmiany układu sił. Jednym z przykładów jest Rakesh Saxena, indyjski biznesmen, który w 1997 r. sfinansował operację firmy Sandline (dawniej Executive Outcomes) w Sierra Leone. Najemnicy odbili zajętą przez rebeliantów stolicę kraju i umożliwili powrót poprzedniej władzy.

Baza z poligonem i sztucznym jeziorem

Nieco inaczej przedstawiają się relacje PMC z silnymi państwami. Podczas wojny w Zatoce Perskiej w 1991 r. pracownicy PMC stanowili około 1 proc. zaangażowanych sił. Na początku wojny w Iraku w 2003 r. jeden najemnik przypadał już na 10 żołnierzy. Trzy lata później stosunek ten wynosił 1:3, a w 2007 r. – 1:1,4. W 2010 r. w samym Iraku było 95 tys. pracowników kontraktowych, z czego 11 tys. stanowił uzbrojony personel PMC. To dwa razy więcej niż kontyngent brytyjski i siedem razy więcej niż polski (choć dane te dotyczą jedynie osób zatrudnionych na kontraktach Departamentu Obrony USA, nie figurują w nich więc osoby pracujące dla zagranicznych firm działających w Iraku).

Obecna skala i systematyczny wzrost zaangażowania sektora prywatnego w wojny prowadzone przez Stany Zjednoczone nie są dziełem przypadku ani wyłącznie pragmatycznej kalkulacji kosztów. Nie bez znaczenia była tu ponowna nominacja Donalda Rumsfelda na stanowisko sekretarza obrony w 2001 r. Poprzednich dwadzieścia kilka lat spędził on, zasiadając w radach nadzorczych międzynarodowych korporacji. Rozwiązania, które sprawdziły się w zarządzaniu wielkimi firmami, Rumsfeld postanowił przełożyć na funkcjonowanie Pentagonu, inicjując ambitny plan outsourcingu samej armii. Prywatyzacji miały podlegać wszystkie funkcje, które tylko był w stanie wykonać sektor niepubliczny – od utrzymania magazynów przez personel medyczny w szpitalach wojskowych i organizację szkoleń po obsługę systemów komputerowych w bazie NORAD w górze Cheyenne, gdzie koordynuje się reakcje USA na zagrożenie jądrowe.

Jeszcze w tym samym 2001 r. administracja Busha ogłosiła początek tzw. wojny z terroryzmem. Stało się jasne, że to znakomita okazja, by sprawdzić koncepcje Rumsfelda w praktyce. Według opublikowanego w 2011 r. raportu „Commission on Wartime Contracting" od momentu inwazji na Afganistan z kieszeni amerykańskiego podatnika wypłacono prywatnym kontraktorom 206 mld dol. (autorzy raportu oceniają, że z tej sumy około 25–29 proc. zmarnowano lub zdefraudowano). Przedsięwzięcie okazało się na tyle opłacalne, że firma Blackwater była w stanie wybudować bazę wojskową w Karolinie Północnej za 40–50 mln dol., obejmującą największy w kraju tor treningowy dla pojazdów, ponadkilometrowy poligon dla snajperów oraz sztuczne jezioro do ćwiczenia abordażu. Dysponuje ona również grupą lotniczą, w skład której wchodzi 26 typów śmigłowców i samolotów, łącznie z Boeingiem 767, oraz 20 tys. najemników w stanie gotowości.

Negatywna selekcja

Jak pokazał przykład Iraku, masowy udział PMC w operacjach wojskowych nierozerwalnie wiąże się z kłopotami z nadzorem. Problem, który występuje przy każdym rodzaju outsourcingu, w warunkach wojny okazuje się jeszcze trudniejszy do rozwiązania, a jego konsekwencje – groźniejsze. PMC przy doborze pracowników kieruje się przede wszystkim kryterium ich skuteczności, co wymaga czasem przymykania oczu na przeszłe „dokonania" kandydata. Weryfikacja chętnych jest zresztą zadaniem co najmniej trudnym, gdyż większość z nich nie chwali się w CV nadużyciami, których dopuścili się w karierze.

W wyniku tej swoistej negatywnej selekcji w branży znalazło zatrudnienie wielu byłych członków wywiadów i służb opresyjnych reżimów, w tym pracowników KGB i aparatu siłowego apartheidu. Dodatkowo firmy nie mają motywacji, by raportować przewinienia swoich podwładnych – ucierpiałaby na tym ich reputacja, zarówno w oczach ewentualnych klientów, jak i pracowników. W jaskrawy sposób dało to o sobie znać już w 2003 r. w więzieniu Abu Ghraib. Outsourcingowi poddano tam przesłuchiwanie aresztowanych. Tym, czego z braku personelu i tłumaczy nie była w stanie wykonać armia, zajęły się firmy CACI International Inc. i Titan Corp. Jak wykazało późniejsze śledztwo w sprawie stosowania tortur i psychicznego znęcania się nad więźniami, urzędników mających nadzorować kontraktorów nie było nawet w Iraku, a pracownicy więzienia nie interweniowali, tłumacząc się brakiem przeszkolenia. Choć pracownicy CACI i Titana byli odpowiedzialni za ponad jedną trzecią nadużyć, przed sądem postawiono jedynie wojskowych. Mimo sprzeciwu organizacji pozarządowych obie korporacje otrzymały wkrótce następne lukratywne kontrakty, warte odpowiednio 16 i 164 mln dol.

Sytuacji nie poprawiał fakt, iż do 2007 r. na podstawie niesławnego dekretu Tymczasowych Władz Koalicyjnych „ochroniarzy" pracujących na kontraktach nie obowiązywało irackie prawo. 16 września 2007 r. doszło do jednego z najgłośniejszych incydentów z udziałem PMC, kiedy pracownicy Blackwater, eskortujący w Bagdadzie konwój Departamentu Stanu, otworzyli ogień do cywilów. Zginęło wówczas 28 osób, a kolejnych 35 zostało rannych. Dopiero po tej tragedii rząd iracki podjął działania zmierzające do uchylenia dekretu i podporządkowania działań PMC lokalnemu prawu.

Prywatyzacja bezpieczeństwa wewnętrznego

Choć skandale te nie ułatwiły Amerykanom zadania, to z punktu widzenia rządu PMC może jawić się jako użyteczne narzędzie. Przykładem działalność DynCorp w Kolumbii. Oficjalnie firma ta zajmowała się operacjami antynarkotykowymi. Wykorzystywała do tego jednak m.in. samoloty zwiadowcze i śmigłowce bojowe, wdając się w potyczki z lokalną partyzantką, co naturalnie wiązało się ze stratami. Tu zadziałała jednak odwieczna przewaga, jaką najemnicy z punktu widzenia swoich klientów mają nad oddziałami regularnej armii: można ich łatwo zastąpić, a media i opinia publiczna nie robią zazwyczaj afery, jeśli któryś zginie. Znacznie łatwiej jest także uzyskać zgodę na zlecenie działań firmie, niż wysłać funkcjonariuszy państwa. W razie konieczności wszystkiego można się wyprzeć bądź zrzucić winę na wykonawcę. Z tych samych powodów Departament Obrony zlecił prywatnym firmom nawet pozyskiwanie danych wywiadowczych na terenie Afryki, m.in. w celu wytropienia osławionego J. Kony'ego, przywódcy Armii Oporu Bożego. Dyfuzja odpowiedzialności, i bez tego rozmytej w dzisiejszym świecie, oraz możliwość obchodzenia ograniczeń nakładanych na władze to jedne z najbardziej niepokojących konsekwencji fenomenu PMC.

Roczne dochody sektora prywatnych firm wojskowych szacuje się na ok. 200 mld dol., a sam przemysł najemników wart jest 4 mld. Dla porównania: budżet ONZ na misje pokojowe w latach 2006–2007 wynosił 5,25 mld. Dochody sektora w dużej mierze uzależnione są od kontraktów publicznych. W ciągu ostatnich dwóch dekad rozwinęła się cała gałąź gospodarki, której wyniki finansowe uzależnione są od poczucia zagrożenia lub występowania konfliktów. Gdy skończy się dopływ funduszy związany z obecnymi wojnami, rozbudowane firmy będą miały tylko jedną drogę rozwoju: postępującą prywatyzację bezpieczeństwa, przejmowanie od państwa kolejnych obowiązków. Skala przemysłu, możliwości zysku, dotychczasowa postawa rządów, a przede wszystkim niezwykle skuteczna struktura korporacji czynią ten scenariusz alarmująco prawdopodobnym.

Dodatkowym czynnikiem sprzyjającym prywatnym firmom wojskowym jest kryzys finansowy w większości rozwiniętych krajów. Rząd, który deklaruje oszczędności na wydatkach wojskowych, zyskuje popularność. Zatrudnianie PMC daje iluzję oszczędności przy zachowaniu skuteczności. Dla polityka to kusząca opcja.

Bezpośrednią konsekwencją zakończenia zimnej wojny było ograniczenie zaangażowania militarnego potężnych państw poza ich granicami. Spolaryzowany świat walki mocarstw ustąpił miejsca mozaice tysięcy lokalnych, etnicznych, religijnych i politycznych konfliktów podsycanych tanią, łatwo dostępną bronią. Jednocześnie skurczyły się światowe armie – do końca lat 90. na rynku pracy znalazło się 6 mln ludzi o dość szczególnych kwalifikacjach. Powstałą próżnię w sferze bezpieczeństwa zapełniło PMC, czego katalizatorem był ideologiczny pęd samych rządzących do outsourcingu podstawowych funkcji państwa.

Wyrosła bardzo specyficzna gałąź światowej gospodarki. Działa ona w warunkach próżni prawnej bądź prawnego niedookreślenia, wykonując często zadania obarczone szczególną odpowiedzialnością, również w imieniu nas wszystkich. Rozmywa odpowiedzialność przywódców państw za ich decyzje. Kontrola jej działań to bardzo problematyczne zadanie, a sama obecność na rynku zmienia podstawowe zasady gry na arenie międzynarodowej. Prywatne firmy wojskowe są fenomenem nowym i niepokojącym, od którego jako społeczeństwo stajemy się coraz bardziej zależni.

Tekst z tygodnika "Przekrój"

Na zdjęciach ze stron internetowych widać rusztowania otaczające żelbetowe konstrukcje, afrykańskich rolników przy zbiorach, zadowolone kobiety w firmowych polo, uśmiechnięte dzieci z Bliskiego Wschodu. Prywatne firmy wojskowe (ang. PMC – Private Military Companies) można pomylić z NGO-sami zajmującymi się pomocą rozwojową albo przedsiębiorstwami budowlanymi.

Pozostało 97% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021