Baza z poligonem i sztucznym jeziorem
Nieco inaczej przedstawiają się relacje PMC z silnymi państwami. Podczas wojny w Zatoce Perskiej w 1991 r. pracownicy PMC stanowili około 1 proc. zaangażowanych sił. Na początku wojny w Iraku w 2003 r. jeden najemnik przypadał już na 10 żołnierzy. Trzy lata później stosunek ten wynosił 1:3, a w 2007 r. – 1:1,4. W 2010 r. w samym Iraku było 95 tys. pracowników kontraktowych, z czego 11 tys. stanowił uzbrojony personel PMC. To dwa razy więcej niż kontyngent brytyjski i siedem razy więcej niż polski (choć dane te dotyczą jedynie osób zatrudnionych na kontraktach Departamentu Obrony USA, nie figurują w nich więc osoby pracujące dla zagranicznych firm działających w Iraku).
Obecna skala i systematyczny wzrost zaangażowania sektora prywatnego w wojny prowadzone przez Stany Zjednoczone nie są dziełem przypadku ani wyłącznie pragmatycznej kalkulacji kosztów. Nie bez znaczenia była tu ponowna nominacja Donalda Rumsfelda na stanowisko sekretarza obrony w 2001 r. Poprzednich dwadzieścia kilka lat spędził on, zasiadając w radach nadzorczych międzynarodowych korporacji. Rozwiązania, które sprawdziły się w zarządzaniu wielkimi firmami, Rumsfeld postanowił przełożyć na funkcjonowanie Pentagonu, inicjując ambitny plan outsourcingu samej armii. Prywatyzacji miały podlegać wszystkie funkcje, które tylko był w stanie wykonać sektor niepubliczny – od utrzymania magazynów przez personel medyczny w szpitalach wojskowych i organizację szkoleń po obsługę systemów komputerowych w bazie NORAD w górze Cheyenne, gdzie koordynuje się reakcje USA na zagrożenie jądrowe.
Jeszcze w tym samym 2001 r. administracja Busha ogłosiła początek tzw. wojny z terroryzmem. Stało się jasne, że to znakomita okazja, by sprawdzić koncepcje Rumsfelda w praktyce. Według opublikowanego w 2011 r. raportu „Commission on Wartime Contracting" od momentu inwazji na Afganistan z kieszeni amerykańskiego podatnika wypłacono prywatnym kontraktorom 206 mld dol. (autorzy raportu oceniają, że z tej sumy około 25–29 proc. zmarnowano lub zdefraudowano). Przedsięwzięcie okazało się na tyle opłacalne, że firma Blackwater była w stanie wybudować bazę wojskową w Karolinie Północnej za 40–50 mln dol., obejmującą największy w kraju tor treningowy dla pojazdów, ponadkilometrowy poligon dla snajperów oraz sztuczne jezioro do ćwiczenia abordażu. Dysponuje ona również grupą lotniczą, w skład której wchodzi 26 typów śmigłowców i samolotów, łącznie z Boeingiem 767, oraz 20 tys. najemników w stanie gotowości.
Negatywna selekcja
Jak pokazał przykład Iraku, masowy udział PMC w operacjach wojskowych nierozerwalnie wiąże się z kłopotami z nadzorem. Problem, który występuje przy każdym rodzaju outsourcingu, w warunkach wojny okazuje się jeszcze trudniejszy do rozwiązania, a jego konsekwencje – groźniejsze. PMC przy doborze pracowników kieruje się przede wszystkim kryterium ich skuteczności, co wymaga czasem przymykania oczu na przeszłe „dokonania" kandydata. Weryfikacja chętnych jest zresztą zadaniem co najmniej trudnym, gdyż większość z nich nie chwali się w CV nadużyciami, których dopuścili się w karierze.
W wyniku tej swoistej negatywnej selekcji w branży znalazło zatrudnienie wielu byłych członków wywiadów i służb opresyjnych reżimów, w tym pracowników KGB i aparatu siłowego apartheidu. Dodatkowo firmy nie mają motywacji, by raportować przewinienia swoich podwładnych – ucierpiałaby na tym ich reputacja, zarówno w oczach ewentualnych klientów, jak i pracowników. W jaskrawy sposób dało to o sobie znać już w 2003 r. w więzieniu Abu Ghraib. Outsourcingowi poddano tam przesłuchiwanie aresztowanych. Tym, czego z braku personelu i tłumaczy nie była w stanie wykonać armia, zajęły się firmy CACI International Inc. i Titan Corp. Jak wykazało późniejsze śledztwo w sprawie stosowania tortur i psychicznego znęcania się nad więźniami, urzędników mających nadzorować kontraktorów nie było nawet w Iraku, a pracownicy więzienia nie interweniowali, tłumacząc się brakiem przeszkolenia. Choć pracownicy CACI i Titana byli odpowiedzialni za ponad jedną trzecią nadużyć, przed sądem postawiono jedynie wojskowych. Mimo sprzeciwu organizacji pozarządowych obie korporacje otrzymały wkrótce następne lukratywne kontrakty, warte odpowiednio 16 i 164 mln dol.
Sytuacji nie poprawiał fakt, iż do 2007 r. na podstawie niesławnego dekretu Tymczasowych Władz Koalicyjnych „ochroniarzy" pracujących na kontraktach nie obowiązywało irackie prawo. 16 września 2007 r. doszło do jednego z najgłośniejszych incydentów z udziałem PMC, kiedy pracownicy Blackwater, eskortujący w Bagdadzie konwój Departamentu Stanu, otworzyli ogień do cywilów. Zginęło wówczas 28 osób, a kolejnych 35 zostało rannych. Dopiero po tej tragedii rząd iracki podjął działania zmierzające do uchylenia dekretu i podporządkowania działań PMC lokalnemu prawu.