– Nigdy nie mów „nigdy". Tym bardziej że już raz wszedłem do tej rzeki. W tym przypadku to rzeka, do której można wejść dwa razy – mówił premier Dmitrij Miedwiediew francuskiej agencji France Press i gazecie „Le Figaro" przed dzisiejszą wizytą w Paryżu. Nie wykluczył startu w wyborach prezydenckich w 2018 r., mimo że – jak zapewnił – „czuje się dobrze na stanowisku szefa rządu".
Po powrocie Władimira Putina na Kreml w marcu prognozowano, że zostanie on tam przez dwie kadencje (wydłużone z czterech do sześciu lat), czyli do 2024 roku.
Nie wiadomo jednak, czy pozwoli mu na to choćby stan zdrowia. Ostatnio rosyjskie media spekulowały, że z powodu kłopotów zdrowotnych prezydent rezygnuje m.in. z wizyt zagranicznych. Jego rzecznik prostował te doniesienia i przypominał, że Putin w przeszłości zawodowo uprawiał sport i – jak każdy sportowiec – miał kontuzje.
– Putin chyba faktycznie ma problemy ze zdrowiem. W przeciwnym razie Miedwiediew nie byłby tak odważny – komentował wypowiedź szefa rządu ekspert moskiewskiego Centrum Analiz Strategicznych Stanisław Bielanowski.
Politolog Paweł Salin uważa jednak, że Miedwiediew wyczerpał limit kredytu zaufania Rosjan. – O tym dobrze wiedzą także na Kremlu. Jeśli w Rosji dojdzie do wyborów przedterminowych lub w 2018 roku Putin nie weźmie w nich udziału, jego następcą będzie ktoś inny. Na przykład Siergiej Szojgu (minister obrony – red.). Miedwiediew do kremlowskiej rzeki po raz drugi nie wejdzie – uznał Salin.