Premier Beniamin Netanjahu może po wyborach porzucić swoich tradycyjnych koalicjantów, partie ultraortodoksyjnych Żydów i skrajnych nacjonalistów, spekulowała wczoraj część mediów izraelskich. Jeżeli tak się stanie, zamiast spodziewanego pogorszenia wizerunku Izraela za granicą, może dojść do jego polepszenia.
– Rzeczywiście istnieje taka obawa – potwierdził wczoraj spekulacje o porzuceniu ultraortodoksyjnych ugrupowań koalicyjnych rzecznik największego z nich, partii Szas.
Dodał jednak, że Szas od momentu powstania w 1984 roku była we wszystkich koalicjach, bo ma „silną pozycję polityczną" (w sumie ultra- ortodoksi mają zazwyczaj 15–20 miejsc w 120-mandatowym Knesecie, sama Szas miała w ostatnim – 10).
– Netanjahu nie zrezygnuje ze współpracy z najbliższymi sobie partiami prawicowymi i nacjonalistycznymi. Pewnie zaprosi też do współrządzenia kogoś z centrum czy lewicy. Ale to wszystko nie zadecyduje o tym, jak Izrael będzie postrzegany za granicą. To zależy od samego Beniamina Netanjahu, on może zmienić politykę Izraela. Mógł to zrobić i podczas zakończonej kadencji – powiedział „Rz" prof. Joram Peri, dyrektor Centrum Studiów Izraelskich na amerykańskim uniwersytecie Maryland.
W potrzasku
Pogorszenia wizerunku, a nawet międzynarodowej izolacji Izraela spodziewali się wcześniej liderzy palestyńscy. Mówił o tym kilka dni przed wyborami jeden z nich, Nabil Szat, w rozmowie z włoską agencją prasową.