Oczekiwania przed tym szczytem, w porównaniu z listopadowym, wyglądają na mniejsze. Atmosfera nie jest tak napięta. Wtedy presja była większa, a szanse na porozumienie mniejsze, teraz jest odwrotnie. Dlaczego?
Piotr Serafin, sekretarz stanu w MSZ ds. europejskich: Ja akurat z tego się bardzo cieszę. Nie ma gwarancji sukcesu najbliższej Rady Europejskiej, bo jest kilka spraw, które muszą być wyjaśnione. Ale im mniejsza presja, tym mniej emocji, a to oznacza większą szansę na merytoryczną dyskusję.
W listopadzie napięcie budowali politycy. Premier Wielkiej Brytanii David Cameron mówił np., że nie będzie porozumienia, potem jego rzeczniczka mówiła, że może jednak będzie itd. Brak takich gier teraz oznacza, że szanse są większe?
To banał, ale trzeba pamiętać, że emocje czynią polityków zakładnikami wysokich oczekiwań. To dobrze, bo teraz musimy merytorycznie rozwiązać sporo naprawdę poważnych problemów. Im mniej emocji w tych negocjacjach, tym lepiej dla nas.
Przed poprzednim szczytem Donald Tusk odwiedził wiele najważniejszych stolic europejskich. Teraz tych spotkań było mniej. Nie odpuściliśmy sobie tego szczytu?