"Jesteśmy papieżem" ( Wir sind Papst) - ten tytuł "Bild Zeitung" po wyborze kardynała Josepha Ratzingera na papieża stał się niemal tak samo ważny dla Niemców jak sam jego wybór. - Rozczarowanie jakie nastapiło póżniej było rezultatem początkowej euforii - tłumaczy "Rz" prof. Rainer Kampling ,teolog Wolnego Uniwersytetu w Berlinie. W wyborze Ratzingera Niemcy pragnęli widzieć to, że zostali dowartościowani do tego stopnia, że po stuleciach papieżem jest znów Niemiec. Miało to być kolejnym dowodem na "normalność " zjednoczonych już Niemiec i oznaczać swego rodzaju koniec historii, tej niechlubnej ostatnich dziesięcioleci.
Jednak Niemcy to kraj reformacji w którym do dzisiaj niezwykle mocne są ośrodki krytykujęce Kościół katolicki. I samego papieża Niemca. Uczyniła to kilka lat temu kanclerz Angela Merkel domagając się od niego publicznie wyjaśnień za to, że zdecydował się na zdjęcie ekskomuniki z bractwa kapłańskiego lefebrystów, których przedstawiciele negowali Holokaust.
Nastroje antypapieskie dały się zauważyć szczególnie podczas ostatniej pielgrzymki Benedykta XVI do ojczyzny. Jego przemówienie w Bundestagu bojkotowało kilkudziesięciu deputowanych uznając obecnośc ojca świętego w gmachu Reichstagu za naruszenie konstytucyjnej zasady rozdiału kościoła od państwa. Miała też miejsce wielotysięczna antypapieska i antykatolicka demonstracja uliczna. Jej uczestnikami nie byli katolicy.
Jednak i oni nie kryją krytycyzmu wobec papieża zarzucając mu zbytni tradycjonalizm i zamykanie oczu na rozwój wspołczesnych społeczeństw.
Niemieccy politycy i teologowie raz po raz ślą apele do papieża, aby zmodernizował Kościół otwierając na początek drogę do kpłaństwa żonatym mężczyznom tzw. viri probati, a więc cieszącym się autorytetem lokalnej społeczności. Postulatów, na które papież nie zwrócił uwagi, jest znacznie więcej. Papieżowi zarzuca się w Niemczech często, że blokuje proces zbliżenia Kościoła katolickiego do ewangelickiego, co ma ogromne znacznie w kraju, w którym połowa chrześcijan to ewagelicy.