Rzeźnik w paryskim pałacu

Dziesiątki dyktatorów żyją w cieniu rewolucyjnego hasła „wolność, równość, braterstwo". I się z niego śmieją.

Publikacja: 05.07.2013 19:07

W promieniu paru kilometrów od Łuku Triumfalnego znajdują się jedne z najdroższych nieruchomości na

W promieniu paru kilometrów od Łuku Triumfalnego znajdują się jedne z najdroższych nieruchomości na świecie

Foto: AFP

Najsłynniejsza płaskorzeźba na Łuku Triumfalnym przedstawia Mariannę, która wzywa naród do stawienia czoła inwazji Prusaków w 1792 roku i uratowania w ten sposób rewolucji. Jej ręka wskazuje jednak nie wschód i daleki Berlin, ale raczej pobliską Avenue Foch, jedną z najdroższych ulic francuskiej stolicy.

I chyba nieprzypadkowo. Bo właśnie tu ostała się enklawa ancien régime'u. I to zarówno ze względu na przepych wartych dziesiątki, a nawet setki milionów euro rezydencji, jak i nazwiska ich właścicieli. Wysadzaną po obu stronach kilkoma szpalerami dostojnych platanów aleję upodobali sobie bowiem krwawi dyktatorzy i ich bliscy poplecznicy z całego świata.

– W czasach kryzysu na luksus zakupu rezydencji w takim miejscu stać naprawdę niewielu. To szejkowie z Zatoki Perskiej, rosyjscy oligarchowie, no i przede wszystkim dyktatorzy z Bliskiego Wschodu i Afryki. Gdy przychodzą z setkami milionów euro, nikt nie będzie się zbytnio dopytywał, jak je zdobyli. Innych kupców przecież nie będzie – mówi dziennikowi „Liberation" właściciel paryskiej agencji nieruchomości specjalizującej się w obiektach z najwyższej półki, rzecz jasna prosząc o zachowanie anonimowości.

Dwa tygodnie temu paryżanie mieli rzadką okazję zobaczyć, co kryje się we wnętrzach luksusowych kamienic i rezydencji zbudowanych najczęściej w drugiej połowie XIX wieku, gdy prefektem Departamentu Sekwany był baron Haussmann. Numer 38 Avenue Foch w pośpiechu sprzedawał wuj Baszara Assada, Rifaat.

„Rzeźnikowi z Hamy", tak nazwanemu z powodu udziału w mordzie, w 1982 roku, od 10 do 25 tys. powstańców w tym syryjskim mieście, grunt pali się pod nogami. Dlatego pięciopiętrową rezydencję z własnym basenem oddał jednemu z rosyjskich oligarchów (jakżeby inaczej) za 70 mln euro, 30 proc. mniej, niż wynosiła cena wywoławcza.

Wersal sprzed rewolucji

Latem zeszłego roku pod sąsiednim numerem 42 spektakl był jeszcze lepszy. Wtedy w ramach międzynarodowego listu gończego francuska policja zajęła kamienicę należącą do Teodora Nguemy Obianga, krwawego przywódcy Gwinei Równikowej. Warta 150 mln euro kamienica ma 101 pokoi wyposażonych w meble warte 40 mln euro, w tym biurko z epoki Ludwika XV (1,6 mln euro), zegar z tej samej epoki (3 mln euro), rzeźbę Rodina i obrazy pochodzące z kolekcji Yves Saint Laurenta. W podziemnym garażu znalazło się miejsce dla dziewięciu luksusowych samochodów, w tym dwóch bugatti veyron, najdroższych i najszybszych pojazdów na świecie.

– Czułem się tak, jakbym wchodził do Wersalu sprzed rewolucji – przyznał jeden z inspektorów francuskiego fiskusa, który przecież widział w życiu niejeden skarb ukrywany przed policją fiskalną. Assad i Obiang już nie mogą cieszyć się swoimi luksusowymi pied-à-terre w Paryżu, ale dziesiątki, a może nawet setki innych obecnych i byłych przywódców nadal w spokoju prowadzą luksusowe życie nad Sekwaną. Tę tradycję przetarł w 1937 roku Bao Dai, ostatni cesarz Wietnamu. – Zakup przez takich ludzi rezydencji w Paryżu jest dla Francji korzystne zarówno z powodów politycznych, jak i ekonomicznych: ułatwia utrzymanie wpływów w wielu regionach świata, a jednocześnie sprzyja stabilności cen paryskiego rynku nieruchomości – mówi „Rz" Mathieu Pellerin, ekspert Francuskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (IFRI).

Poza Londynem w żadnym mieście Europy ceny nieruchomości (średnio 8,5 tys. euro za metr kwadratowy, ale w lepszych dzielnicach 15 tys. euro) nie są tak wyśrubowane jak właśnie w Paryżu. Gdy w Hiszpanii czy Irlandii rynek nieruchomości leciał na łeb, na szyję, nad Sekwaną ceny były stabilne po części dlatego, że podaż jest tu niewielka (w historycznym mieście nie ma miejsca na nowe budynki), a po części, bo każdy sprzedający luksusowe nieruchomości może liczyć na bogatych zagranicznych klientów o mniej lub bardziej niejasnych źródłach dochodów.

Jednym z przykładów jest bliski sercu każdego Polaka hotel Lambert, ten sam, w którym książę Adam Czartoryski zorganizował jeden z najbardziej aktywnych obozów politycznych Wielkiej Emigracji. Pałac na Wyspie Świętego Ludwika, zaledwie kilkaset metrów od katedry Notre Dame, do połowy lat 70. XX wieku należał do polskich arystokratów, po czym przeszedł w posiadanie Rotszyldów. Ale kryzys finansowy zmusił i ich do sprzedaży: teraz należy do siostrzeńca emira Kataru, Hamada bin Chalify as-Saniego. Wujowi bardziej spodobał się Hotel de Coislin na rogu Rue Royale i placu Zgody z widokiem na miejsce, gdzie przeszło dwa wieki temu został ścięty Ludwik XVI.

Sułtan obok Chopina

Sułtan Brunei wybierać nie musi. Wśród kilkudziesięciu jego paryskich adresów jest pałac przy placu Vendome o powierzchni 5 tysięcy metrów. To miejsce, gdzie pod numerem 12 zmarł Fryderyk Chopin, a pod numerem 15 mieści się jeden z najdroższych hoteli stolicy – Ritz. Ale sułtan jest tu rzadkim gościem – nawet gdy jest w Paryżu i zabawi na przykład na Polach Elizejskich, bliżej ma przecież do innej luksusowej rezydencji: pałacu Meurice albo swojego ulubionego hotelu Plaza Athenee. – Wielu bogaczy z Zatoki Perskiej to w drugim lub trzecim pokoleniu synowie Beduinów. Imponuje im mieszkanie w rezydencjach, które już setki lat temu należały do czołowych rodzin arystokratycznych Europy – mówi cytowany już agent nieruchomości.

Tą samą logiką kieruje się wielu dyktatorów z Czarnej Afryki. Jak choćby prezydent Gabonu Ali Bongo Ondimba, który w 2010 roku kupił za 70 mln euro pałac od rodziny Pozzo di Borgo przy rue de l'Universite, vis-à-vis głównej siedziby Sorbony.

Karim Wade, syn prezydenta Senegalu, okazał się nieco skromniejszy, wybierając „jedynie" przepastne mieszkanie, a nie osobny pałac. Ale za to przy Avenue Foch. Zdecydować się na konkretny pałac w Paryżu nie mógł natomiast dyktator Zimbabwe Robert Mugabe. On woli skakać od hotelu do hotelu. Budżet jest przecież spory: media oceniają, że Mugabe wydaje 20–30 mln dolarów rocznie na zagraniczne wycieczki. Kłopoty z wyborem miał też prezydent Konga Sassou Nguesso, ale sprawę rozwiązał inaczej: zdaniem francuskich mediów ma aż 16 nieruchomości w Paryżu.

Żyć w luksusowym hotelu czy apartamencie z sąsiadami za ścianą nie potrafi natomiast emir Bahrajnu. I to nawet w ściśniętym do granic możliwości Paryżu. Nie miał więc wyboru: musiał wysupłać 66 mln euro na zakup pałacu Bourbon-Condé. To mury, które pamiętają wizyty krewnego właścicieli, Ludwika XVI. No i sąsiadują z kopułą Pałacu Inwalidów, gdzie wieczny spoczynek znalazł Napoleon Bonaparte.

Nieopodal, przy Rue de Varenne, swój pałac ma z kolei Mohamed VI, król Maroka, któremu na razie udało się przetrwać arabską wiosnę. Takiego szczęścia nie miała natomiast córka dyktatora Tunezji Nesrine Ben Ali, która musiała się schronić w Dubaju. Pech chciał, że tuż przed rewolucją także kupiła rezydencję w Paryżu. Oczywiście przy Avenue Foch.

Od kilku lat pod wielowiekową tradycję francuskiego „art de vivre" starają się podłączyć parweniusze jeszcze świeższej daty: oligarchowie i dyktatorzy z obszaru byłego ZSRR. Tak właśnie postanowiła zrobić Lola Karimowa, córka rządzącego żelazną ręką Uzbekistanem Isłama Karimowa, który w 2005 roku utopił w krwi bunt w mieście Andiżan.

Jej wybór padł na okolice Avenue Montaigne, matecznik najsłynniejszych projektantów mody. W przepastnych salonach przyjmuje tu żonę prezydenta Chiraca, Alaina Delona czy syna prezydenta Sarkozy'ego. Rzecz jasna tylko po to, aby promować rozwój Uzbekistanu.

Pod naporem rosyjskich pieniędzy i przyciśnięta kryzysem wielka francuska burżuazja coraz częściej musi wyprowadzać się z najlepszych adresów Paryża. To właśnie przytrafiło się niedawno dziedzicom koncernu Pernod Ricard, słynnego producenta alkoholi. Na ich miejsce do wspaniałej kamienicy z epoki Hausmanna i widokiem na Musee d'Orsay (impresjoniści) wprowadzi się Aleksiej Kuzmiczew, jeden z najbogatszych Rosjan. Rachunek: 28 milionów euro.

Najsłynniejsza płaskorzeźba na Łuku Triumfalnym przedstawia Mariannę, która wzywa naród do stawienia czoła inwazji Prusaków w 1792 roku i uratowania w ten sposób rewolucji. Jej ręka wskazuje jednak nie wschód i daleki Berlin, ale raczej pobliską Avenue Foch, jedną z najdroższych ulic francuskiej stolicy.

I chyba nieprzypadkowo. Bo właśnie tu ostała się enklawa ancien régime'u. I to zarówno ze względu na przepych wartych dziesiątki, a nawet setki milionów euro rezydencji, jak i nazwiska ich właścicieli. Wysadzaną po obu stronach kilkoma szpalerami dostojnych platanów aleję upodobali sobie bowiem krwawi dyktatorzy i ich bliscy poplecznicy z całego świata.

Pozostało 91% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021