– Chciałbym wierzyć Hasanowi Rohaniemu, ale nie mogę, bo fakty świadczą przeciwko niemu – mówił Beniamin Netanjahu podczas przemówienia na sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ i podkreślał, że bez względu, jak bardzo świat chce wierzyć irańskiemu prezydentowi, jest on lojalnym członkiem reżimu.
Izraelski premier poprzednie wystąpienie na tym forum ilustrował planszą z rysunkiem wyposażonej w zapalnik bomby i ostrzegał, że stawką w negocjacjach z Teheranem jest bezpieczeństwo świata. Teraz retorycznie pytał, dlaczego państwo, bogate w złoża naturalne, buduje podziemne ośrodki nuklearne, gdzie wzbogacany jest uran do poziomu zbyt wysokiego w celach pokojowych. – Bo ten program ma inne zastosowanie – mówił. Przed rokiem Netanjahu twierdził, że Iran w ciągu kilku miesięcy zdoła wzbogacić uran do poziomu niezbędnego do budowy bomby atomowej. W zeszłym tygodniu Jerozolima alarmowała, że teraz Irańczyków od osiągnięcia celu mogą dzielić tygodnie. Wczoraj Netanjahu stwierdził, że irańskie bomby będą mogły dosięgnąć USA w ciągu trzech, czterech lat.
Rok temu na Netanjahu posypały się gromy i tym razem też nie ma co liczyć na ciepłe komentarze, choć sytuacja na scenie międzynarodowej wygląda inaczej, podobnie jak jego stosunki z amerykańskim prezydentem. I to właśnie spotkanie z Barackiem Obamą, a nie wystąpienie w ONZ, było kluczowym elementem wizyty w USA. Wcześniej ich rozmowy kończyły się zwykle dyplomatycznymi zgrzytami (tak było m.in. w 2009, gdy Obama podczas konferencji z Netanjahu zażądał od nowo wybranego premiera zamrożenia rozbudowy żydowskich osiedli; w 2011 r. Netanjahu zrewanżował się prezydentowi USA wykładem podczas konferencji prasowej z historii Izraela).
Tuż przed wyjazdem do Waszyngtonu Netanjahu dał wyraźnie do zrozumienia, co jest celem jego misji w USA. – Fakty trzeba skonfrontować z pięknymi słówkami i uśmiechami – zapowiadał, nawiązując do ofensywy dyplomatycznej w USA irańskiego prezydenta. A ten w zeszłym tygodniu zapowiedział chęć zawarcia porozumienia ze światowymi mocarstwami w ciągu góra pół roku. Dyplomatyczna ofensywa Hasana Rohaniego zaskutkowała też jego rozmową telefoniczną z Obamą, co było pierwszym bezpośrednim kontaktem między przywódcami USA i Iranu od 1979 r.
Po trwających przeszło dwie i pół godziny rozmowach, podczas wspólnej konferencji z Beniaminem Netanjahu, prezydent USA oświadczył, że gotów jest do negocjacji z Iranem, ale nie ma złudzeń, że „same deklaracje nie wystarczą”. Powtórzył też, że rozważane są wszystkie opcje, z militarną włącznie, by zapobiec zdobyciu przez Iran broni atomowej.