Silvio Berlusconi stracił kontrolę nad swoją partią. W obliczu buntu i zdrady własnych senatorów, groźby rozłamu partii Lud Wolności, zmuszony został udzielić wotum zaufania rządowi Enrico Letty.
Wczorajsze spotkanie było z pewnością najbardziej dramatycznym posiedzeniem Senatu ostatnich lat. Jeszcze we wtorek wydawało się, że Berlusconi doprowadzi do upadku koalicyjnego rządu Letty. W środę sytuacja uległa dramatycznej zmianie: natychmiastowa polityczna śmierć zajrzała w oczy Berlusconiemu, bo buntem zagrozili parlamentarzyści jego własnej partii.
W tej sytuacji, w ostatniej chwili, tuż przed głosowaniem nad wotum zaufania dla rządu, Berlusconi zrobił spektakularną woltę. Wszedł na mównicę i oświadczył, że jego partia udzieli jednak wotum zaufania Letcie. Po raz pierwszy plastikowa, wodzowska partia Berlusconiego zwróciła się przeciw swemu założycielowi. Były premier w obliczu buntu i groźby rozpadu własnej partii, a właściwie implozji całej włoskiej centroprawicy, zmuszony został do kompromitującego, poniżającego złożenia broni.
Bez litości
Berlusconi łudził się, że jako sponsor koalicyjnego rządu Letty (nieprawdopodobna koalicja Domu Wolności z lewicową Partią Demokratyczną (PD), które dzielą lata wzajemnej, nierzadko osobistej nienawiści) może liczyć na złagodzenie skutków sierpniowego ostatecznego wyroku sądu, którym skazany został za oszustwa podatkowe na 4 lata więzienia (dzięki amnestii chodzi praktycznie o rok) i zakaz pełnienia funkcji publicznych przez co najmniej trzy lata.
Co więcej, już jutro Senat będzie głosował nad odebraniem mu mandatu senatora zgodnie z ustawą, która zakazuje zasiadania w parlamencie osobom skazanym nieodwołalnie na ponad 2 lata więzienia. Prezydent Giorgio Napolitano i koalicjanci z PD nie zgodzili się na żadne ustępstwa pod adresem Berlusconiego. W grę wchodziły akt łaski lub nadzwyczajne złagodzenia kary ze strony prezydenta lub głosowanie senatorów PD za pozostaniem Berlusconiego w Senacie.