- Ooo, jesteście, dawno was nie było – cieszył się Dario, ekspedient w barze-sklepie sieci Autogrill, która rządzi na włoskich autostradach. – Czekaliśmy na was – dodał. Ostatnio tyle polskich autokarów i samochodów widział podczas pogrzebu Jana Pawła II i – jak mówi – zdążył się już stęsknić. Szczególnie za „papieskimi groupies", takimi jak Ślązak, który do Rzymu przyjechał przerobionym na kabriolet żółtym maluchem z dwoma flagami – polską i papieską po bokach albo pielgrzymami, którzy szyby autokarów szczelnie obkleili zdjęciami „Papy Wojtyly". To dzięki nim 18-letni Hasan, jeden z tysięcy rzymskich imigrantów z Azji, który kilka miesięcy temu przybył do Włoch z Bangladeszu, odkrył, że „najpopularniejszy ksiądz we Włoszech" jest Polakiem. – Do tej pory myślałem, że to Włoch, bo jego wizerunek wisi w każdym kościele i większości włoskich sklepów – zwierzał się po angielsku.
Tak jak wielu Włochów, Hasan, stały bywalec Stazione Termini (największy dworzec kolejowy w Rzymie) chętnie pomagał Polakom dotrzeć na Plac św. Piotra – podpowiadał, jak kupić bilet i którędy dojść na stację metra A czy na Piazza Navona, gdzie w noc przed mszą kanonizacyjną odbywało się nocne czuwanie.
Dzień przed kanonizacją na głównej autostradzie prowadzącej do Rzymu aut z polską rejestracją było niemal tyle, co włoskich, a na większości okolicznych kempingów wisiały polskie flagi.
Signor Antonio Quartieri, właściciel hotelu Pino al Mare w nadmorskim Santa Severa 45 km od Rzymu, wierzy, że choć to „Karol" dokonywał wielkich cudów, jego stać na te mniejsze. I tak Polacy mogli liczyć na nawet 70-procentowe zniżki na pokoje, pod warunkiem jednak, że podczas mszy kanonizacyjnej odmówią za niego choć jedną „zdrowaśkę". Rzadko udziela rabatów, szczególnie na początku sezonu, kiedy nad Morze Tyrreńskie całymi rodzinami zjeżdżają Rzymianie, ale tym razem cel był zbożny. Signor Antonio napatrzył się na Polaków, bo od lat przyjeżdżają do pobliskiego klasztoru polskich Franciszkanów na niedzielną mszę i uważa, że na pierwszego papieża z dalekiego kraju nie przypadkiem wybrano Polaka. – Rzadko się spotyka ludzi tak pobożnych – mówi signor Antonio. I żartuje, że pomoc Polakowi w niebie liczy się podwójnie.
Gdy w sobotę wieczorem pielgrzymka z Polski postanowiła zorganizować mszę w hotelowym ogrodzie, osobiście pomagał ustawiać krzesła, a potem, zza recepcyjnego kontuaru, przysłuchiwał się śpiewom. – Padre Nikodem, zwierzchnik klasztoru, byłby zadowolony – komentował Marco, sprzedawca owoców w lokalnym sklepiku. Także jemu Polacy kojarzą się z głęboką wiarą. – Kiedy patrzę, jak w środku kwietnia rozbijacie namioty na plaży i śpicie w samochodach tylko po to, by wziąć udział w mszy, zastanawiam się na siłą swojej wiary – mówi. – Jeszcze sporo mi brakuje do tej polskiej – dodaje.