Sędzia z prowincjonalnego miasta Minja w środkowym Egipcie pobił swój rekord w wydawaniu wyroków śmierci (trzeba dodać, że jest to rekord współczesnego świata, a nie tylko najważniejszego i najludniejszego z krajów arabskich).
Wczoraj skazał 683 członków i sympatyków Bractwa Muzułmańskiego (miesiąc temu – 529).
Rekord dotyczy nie tylko ilości. Wśród skazanych jest Mohamed Badia, najwyższy przywódca Bractwa Muzułmańskiego, które niecały rok temu miało prawie pełną władzę w kraju – rząd i wybranego demokratycznie prezydenta (Mohameda Mursiego, obalonego przez armię w lipcu).
Nie mniej szokujące jest uzasadnienie wyroku (a właściwie obu, tego wczorajszego i tego z 24 marca, w których w sumie najwyższy wymiar kary usłyszało ponad 1200 osób). Jest to kara przede wszystkim za śmierć jednego człowieka.
Chodzi o funkcjonariusza policji, który zmarł po ataku zwolenników obalonego prezydenta Mursiego na komisariat w mieście położonym w pobliżu Minji. Doszło do tego w sierpniu 2013 r., gdy protesty zwolenników Bractwa zostały krwawo stłumione w Kairze i przeniosły się na prowincję. Skazanych oskarżano też o dopuszczenie się przemocy, niszczenie mienia publicznego i prywatnego.