Katastrofa górnicza zapoczątkowała najpoważniejszy kryzys polityczny w Turcji od czasu zeszłorocznych manifestacji antyrządowych.
Z kopalni w Somie (w zachodniej części kraju), w której 14 maja doszło do eksplozji, wydobyto już ciała 282 górników. Jednak nic nie wiadomo o losie jeszcze ponad 150. Ratownicy nie mogą się dostać do części kopalni, w której cały czas trwa pożar.
Rozruchy i strajki
Już jednak wiadomo, że była to największa od 1979 roku katastrofa w światowym górnictwie i największa w historii tureckiego górnictwa. Wzburzenie w Turcji powiększyło zachowanie władz po tragedii. Premier Recep Erdogan powiedział bowiem w czasie środowej wizyty w Somie, że katastrofy w górnictwie nie są niczym niezwykłym, i przywołał przykład XIX-wiecznej Wielkiej Brytanii. Doprowadziło to do gwałtownych wystąpień w mieście. Szef rządu musiał się schronić przed mieszkańcami w miejscowym supermarkecie. Ale i tam miał zostać zaatakowany przez nieznaną kobietę. Część tureckich mediów twierdzi, że jej ojciec zginął w kopalni. Jednocześnie mieszkańcy zdemolowali miejscową siedzibę rządzącej partii AKP, do której należy Erdogan.
Najgwałtowniej opinia publiczna zareagowała na opublikowane w internecie zdjęcia doradcy premiera Jusufa Jerkela. Widać na nich, jak młody absolwent uniwersytetu londyńskiego kopie jednego z manifestantów przytrzymywanego przez dwóch policjantów.
Do antyrządowych manifestacji doszło w czwartek w Ankarze, Stambule, Izmirze i Zonguldaku (port w północno-zachodniej Turcji). W Ankarze, Stambule i Izmirze policja rozpędziła manifestantów przy użyciu armatek wodnych i gazu łzawiącego. W Izmirze rannych zostało kilku działaczy związkowych biorących udział w demonstracji. Wszyscy żądali dymisji rządu, oskarżając go o zaniedbania, które doprowadziły do katastrofy.