3 lipca ulicami Mińska z okazji 70. rocznicy wyzwolenia miasta spod niemieckiej okupacji przez Armię Czerwoną przejdzie defilada, w której weźmie udział 3,7 tys. żołnierzy i około 240 sztuk sprzętu bojowego. – Na Wschodzie nas straszą Zachodem, a na Zachodzie Wschodem. Żadne czołgi ani samoloty nie są w stanie rzucić naszego narodu na kolana – oznajmił białoruski prezydent podczas wtorkowego przemówienia z okazji Dnia Niepodległości (obchodzonego w tę rocznicę prawie od początku władzy Łukaszenki).
Oprócz białoruskich żołnierzy w paradzie weźmie udział jednostka rosyjskich wojsk desantowych, a na niebie będzie można zobaczyć rosyjskie wielozadaniowe myśliwce bombardujące Su-34.
Mieszkańcy Mińska zobaczą także przystrojone w rosyjskie flagi i wstążki świętego Jerzego wielozadaniowe transportery opancerzone Tygrys, które były używane podczas operacji zajęcia Krymu.
Z okazji święta do Mińska przyleciał Władimir Putin, na tego typu uroczystościach pojawił się tam po raz pierwszy od pięciu lat. Wspólnie z prezydentem Łukaszenką uroczyście otworzyli w środę w białoruskiej stolicy muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.
– Aleksander Łukaszenko zdaje sobie sprawę z tego, że Rosja niesie ogromne zagrożenie dla białoruskiej suwerenności. Dlatego woli politykę integracji niż konfrontacji – mówi „Rz" białoruski politolog Walery Karbalewicz. – Biorąc pod uwagę fakt, że stan białoruskiej gospodarki całkowicie zależy od rosyjskich dotacji, Mińsk po prostu nie ma innego wyboru – dodaje.