Szwedzka koalicja z Brukseli

Belgowie mają nowy rząd. Po raz pierwszy znaleźli się w nim flamandzcy separatyści.

Publikacja: 09.10.2014 02:12

Charles Michel

Charles Michel

Foto: AFP

Charles Michel zostanie w sobotę szefem nowego belgijskiego gabinetu. Jego formowanie trwało 135 dni. To długo, ale nie w Belgii. Tworzenie poprzedniego rządu w tym podzielonym językowo kraju trwało aż 541 dni. Za każdym razem trzeba było kleić koalicję składającą się przynajmniej z czterech ugrupowań.

Nowy rząd jest wyjątkowy pod kilkoma względami. Na jego czele stanie polityk zaledwie 38-letni, najmłodszy od 1841 roku. Trzeba jednak pamiętać, że w tamtych czasach rządził król, a premierem zostawał szef jego gabinetu. Po raz pierwszy od 76 lat premierem będzie francuskojęzyczny liberał. Po raz pierwszy od lat w rządzie będzie tylko jedna partia frankofońska – właśnie MR Charles'a Michela. Trzy pozostałe reprezentują Flandrię: chadecki CD&V, liberalny VLD i – po raz pierwszy w rządzie – separatystyczny N-VA.

Tym razem koalicja nie wykluczyła więc partii, która opowiada się za dalszą dezintegracją państwa i której lider Bart De Wever nie widzi sensu istnienia Belgii. Z tego powodu wielu belgijskich komentatorów nie widzi przyszłości dla rządu, przewidując destrukcyjne działania N-VA. Ale De Wever, który do rządu nie wejdzie, obiecuje być lojalny. – Marzyłem o takiej koalicji – powiedział obecny burmistrz Antwerpii.

Ze względu na obecność N-VA, słabą reprezentację ugrupowań frankofońskich oraz brak lewicy koalicja już jest krytykowana przez francuskojęzycznych socjalistów oraz silne na południu kraju związki zawodowe. Koalicja od początku nazywana jest szwedzką ze względu na symbole tworzącej ją partii: niebieski liberałów, żółty separatystów oraz krzyż jako symbol chadeków.

Charles Michel, obejmując funkcję premiera, wychodzi z cienia swojego ojca. Polityczne dynastie nie są w Belgii wyjątkiem, nikogo więc nie dziwiła kariera młodego prawnika, którego ojciec – Louis Michel – był w przeszłości szefem dyplomacji i unijnym komisarzem, a obecnie jest eurodeputowanym. Nazywany juniorem i małym, Charles prześcignął w końcu ojca, co zaskoczyło obserwatorów sceny politycznej. Nikt nie dawał mu szans na sformowane gabinetu, a tym bardziej na objęcie w nim stanowiska premiera (w Belgii nie zawsze ten, kto formuje gabinet, zostaje jego szefem). Jednak upór, inteligencja oraz optymizm spowodowały, że Charles Michel postawił na swoim.

Teraz jego rząd stanie przed trudnym zadaniem zmniejszania deficytu budżetowego oraz długu Belgii, który należy do najwyższych w UE. Będzie musiał podjąć niepopularne decyzje, ryzykując protesty społeczne. Pierwsza jest już zapisana w umowie koalicyjnej: podniesienie wieku emerytalnego z 65 do 67 lat do 2030 roku. Następne przewidują cięcia w wydatkach budżetowych, opóźnioną indeksację pensji i reformę podatków.

Charles Michel zostanie w sobotę szefem nowego belgijskiego gabinetu. Jego formowanie trwało 135 dni. To długo, ale nie w Belgii. Tworzenie poprzedniego rządu w tym podzielonym językowo kraju trwało aż 541 dni. Za każdym razem trzeba było kleić koalicję składającą się przynajmniej z czterech ugrupowań.

Nowy rząd jest wyjątkowy pod kilkoma względami. Na jego czele stanie polityk zaledwie 38-letni, najmłodszy od 1841 roku. Trzeba jednak pamiętać, że w tamtych czasach rządził król, a premierem zostawał szef jego gabinetu. Po raz pierwszy od 76 lat premierem będzie francuskojęzyczny liberał. Po raz pierwszy od lat w rządzie będzie tylko jedna partia frankofońska – właśnie MR Charles'a Michela. Trzy pozostałe reprezentują Flandrię: chadecki CD&V, liberalny VLD i – po raz pierwszy w rządzie – separatystyczny N-VA.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1178
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1177
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1176
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1175
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1174