Nowy podatek miałby być liczony od sumy ilości danych pobranych i wysłanych przez użytkownika. Podatek miałby wynieść 150 Ft (ok. 2 zł) za każdy gigabajt.
Na propozycję bardzo krytycznie zareagowała opozycja. Na forach internetowych i w mediach społecznościowych rozgorzała gorąca dyskusja, w której trudno było doszukać się obrońców rządowego pomysłu. Bardzo krytycznie wypowiedzieli się o nim nawet publicyści mediów sprzyjających Fideszowi. András Stumpf, publicysta prorządowego tygodnika „Heti Valasz" uznał projekt za wyjątkowo nieudany „strzał we własną stopę".
Po burzy jaką wywołała ta informacja Antal Rogán, szef frakcji Fideszu w parlamencie pospieszył z wyjaśnieniem, ze rząd wprowadzi modyfikację dla użytkowników indywidualnych, tak by podatek płacony przez gospodarstwa domowe nie przekroczył łącznej sumy 700 forintów. Nie zmienia to jednak sytuacja przedsiębiorców, którzy zostaną obłożeni kolejnym podatkiem.
Węgierskie Stowarzyszenie Technologii Informacyjnych i Komunikacyjnych twierdzi, że podatek wywoła spadek użycia Internetu i zwiększy jego koszty dla biznesu i indywidualnych użytkowników. Węgierskie ministerstwo gospodarki szacuje, że nowy podatek przyniesie budżetowi rocznie 20 mld forintów (65 mln euro), lecz eksperci twierdzą, że zważywszy na najnowsze dane dotyczące użytkowania Internetu na Węgrzech, suma ta może być znacznie wyższa.
Propozycja opodatkowania Internetu (podobnie jak wcześniej opodatkowanie reklamy) jest zapewne skutkiem gwałtownego poszukiwania dochodów budżetowych ponieważ mimo optymistycznych zapowiedzi rządu zadłużenie państwa właściwie nie zmniejsza się i od kilku lat oscyluje wokół poziomu 80 proc. PKB.