Impulsem do rozpoczęcia we wtorek masowych demonstracji w stolicy Kenii stał się zamach zorganizowany w zeszły weekend w leżącym przy granicy z Somalią mieście Mandera. Islamistyczni terroryści z organizacji Al-Szabaab wywlekli tam z autobusu 28 osób, które zamordowali z zimną krwią. Armia kenijska odpowiedziała natychmiast, przeprowadzając atak na obóz szabaabów i zabijając około stu członków organizacji.
Kenijczycy twierdzą jednak, że działania rządu są chaotyczne i nieskuteczne. Wskutek tego terroryści organizują wciąż nowe zamachy. To dlatego demonstranci z Nairobi twierdzą, że będą kontynuowali swój protest prowadzony pod hasłem Tumechoka (w języku suahili „jesteśmy zmęczeni" ) do skutku. Wzorują się na amerykańskim ruchu Occupy Wall Street albo Occupy Central z Hongkongu. Niektórzy nazywają swój ruch Occupy Harambee Avenue – od nazwy alei w centrum kenijskiej stolicy.
Wojna z islamistami trwa już od października 2011 r. Armia kenijska podjęła wtedy interwencję w Somalii, znaną jako Operacja Linda Nchi. Interwencja ta doprowadziła do obalenia władzy islamistów, jednak szabaabowie, którzy od tego czasu prowadzą walkę partyzancką, poprzysięgli Kenii zemstę. Już pod koniec października przeprowadzili atak bombowy na popularny wśród urzędników bar Mwaura's w Nairobi.
W ciągu kolejnych trzech lat szabaabowie dokonali ponad stu ataków na urzędy, kościoły albo szkoły. Najgłośniejszy okazał się „pokazowy" zamach na centrum handlowe Westgate Mall w stolicy kraju, przeprowadzony 21 września 2013 r. Doskonale zorganizowane komando w trakcie wielogodzinnej strzelaniny zabiło wtedy 39 przypadkowych osób.
Mieszkańcy Nairobi wyszli na ulice, by zademonstrować, że zarówno prezydent Uhuru Kenyatta, jak i rząd robią zbyt mało, by powstrzymać terrorystów, albo że działania władz i armii są nieskuteczne i chaotyczne. Ludzie wznosili okrzyki „Dość śmierci!", a na demonstrację przynieśli drewniane krzyże i kartonowe trumny mające przypominać śmierć niewinnych ofiar. Spalili je przed urzędem prezydenckim, oskarżając głowę państwa o marnowanie środków na „piarowskie akcje" zamiast starań o wzmocnienie sił bezpieczeństwa i postawienia na ich czele kompetentnych ludzi.