W zatwierdzonym przez parlament składzie gabinetu premiera Arsenija Jaceniuka troje ministrów pochodzi z zagranicy, w tym dwoje szefuje kluczowym resortom ekonomicznym. Amerykańska obywatelka (ukraińskiego pochodzenia) Natalia Jaraśko została mianowana ministrem finansów, a litewski finansista Aivaras Abromaviczius – ministrem gospodarki. Kolejny, Gruzin Aleksandr Kwitaszwili, został ministrem zdrowia.
Wszyscy zostali zaproponowani z puli miejsc przynależnych, według porozumienia koalicyjnego partii prezydenta, blokowi Petra Poroszenki. Jednocześnie kancelaria szefa państwa poinformowała, że cała trójka wystąpiła o przyznanie ukraińskiego obywatelstwa. Nie wiadomo, czy zrezygnowali ze swojego dotychczasowego, a według ukraińskiego prawa nie wolno mieć podwójnego obywatelstwa.
– Sądzę, że w zamyśle liderów ministrowie z zagranicy mają wprowadzić radykalne reformy, których nie mogliby zrealizować przedstawiciele naszej elity. Zaproponowani nie są z nią związani towarzysko, biznesowo czy w skrajnych przypadkach korupcyjnie, a to pozwoli im efektywnie działać – mówi „Rz" politolog, zastępca szefa kijowskiego Centrum im. Razumkowa Ołeksij Melnyk.
Według niego nie należy również się spodziewać „ostrego odrzucenia" kandydatur ze strony społeczeństwa ukraińskiego. – W naszym kraju żyją przedstawiciele 40 narodowości, przywykliśmy do zróżnicowanego społeczeństwa – dodał.
W przeciwieństwie do Ukrainy w sąsiedniej Rosji nowe nominacje wywołały konsternację. – Już wybranie polityka żydowskiego pochodzenia Wołodymyra Grojsmana na przewodniczącego naszej Rady Najwyższej zapoczątkowało lawinę złośliwych komentarzy po drugiej stronie granicy – mówi Melnyk.