We wtorek Senat USA przegłosował nominację Colleen Bell na stanowisko ambasadora Stanów Zjednoczonych w Budapeszcie. Wydawało się, że w ten sposób zakończy się ponadroczny konflikt dyplomatyczny na linii Waszyngton–Budapeszt, wstrzymywanie bowiem nominacji odbierane było jako celowa demonstracja chłodnego stosunku administracji Obamy do rządu Węgier.
Dyskusja podczas senackich przesłuchań pokazała jednak, że władze w Budapeszcie nadal nie mają powodu do zadowolenia, a relacje z jednym z najważniejszych sojuszników szybko się nie ocieplą.
Część senatorów ostro skrytykowała nominację Bell. Należy ona bowiem do grona ambasadorów mianowanych nie ze względu na doświadczenie w dyplomacji, ale dzięki skuteczności podczas zbierania funduszów na działalność polityczną. Colleen Bell, długoletnia producentka serialu „Moda na sukces", dzięki swoim rozległym kontaktom w Kalifornii zebrała 2,1 mln dolarów na kampanię wyborczą Obamy (jest też dobrą znajomą prezydenta).
Wyjątkowo ostro wypowiedział się John McCain, który stwierdził, że wysłanie osoby nieprzygotowanej i niemającej doświadczenia dyplomatycznego do „problematycznego kraju", za jaki uznał Węgry, jest wielkim błędem. Mimo krytycznej opinii McCaina kandydatura Bell przeszła, jednak przy okazji senator wygłosił tyradę, w której zaatakował Węgry i Viktora Orbána. Zarzucił mu skłonności autorytarne, naruszanie zasad demokracji i ograniczanie społeczeństwa obywatelskiego.
Biorąc pod uwagę, że McCain jest obecnie szefem senackiej komisji spraw zagranicznych i reprezentuje republikanów posiadających po ostatnich wyborach uzupełniających większość, nie wróży to dobrze stosunkom Waszyngtonu z Budapesztem.