Także w tych dniach misję w tym kraju kończy całe NATO. Wojna, w której zginęło po obu stronach frontu 145 tys. osób (w tym 45 Polaków), kosztowała Zachód półtora biliona dolarów, tyle, ile Niemcy wydały na zjednoczenie. Polski podatnik sfinansował ok. półtora procent tej sumy. Ale to i tak ogromne pieniądze: 6 mld zł, mniej więcej tyle, ile kosztowała budowa centralnego odcinka drugiej linii warszawskiego metra.
Sojusz pozostawia jednak kraj, który wcale nie jest bardziej bezpieczny niż w 2001 r. Talibowie co prawda nie kontrolują jeszcze żadnego dużego miasta, ale dzięki nasileniu ataków w ostatnich miesiącach zdołali ograniczyć obecność zachodnich współpracowników w zasadzie do Kabulu. Bezpieczeństwem ma teraz się zająć licząca 350 tys. żołnierzy armia afgańska. Ale podobnie jak to jest z siłami bojowymi Iraku - jej realna wartość jest bardzo ograniczona. Tylko w ciągu ostatniego roku w starciach z talibami zginęło 9 tys. afgańskich żołnierzy, czterokrotnie więcej, niż Amerykanie ponieśli ofiar od początku tego konfliktu.
O tym, jak trudna jest sytuacja, świadczy niedawny, poufny rozkaz Baracka Obamy zezwalający 10 tys. amerykańskich żołnierzy, którzy pozostaną po Nowym Roku w Afganistanie, na udział w bezpośrednich walkach z islamskimi fundamentalistami, choć początkowo mieli się zajmować tylko szkoleniem tubylców. Sukcesy dżihadystów z Państwa Islamskiego w Iraku po nagłym wycofaniu się Amerykanów z tego kraju nauczyły Waszyngton ostrożności.
Innym dowodem porażki sojuszu są również tajne rozmowy, jakie nowy prezydentem Afganistanu Aszraf Ghani podjął z talibami. Będzie próbował włączyć ich do nowego systemu władzy, bo zrozumiał, że pokonać przeciwnika raczej mu się nie uda.
Afgańskie doświadczenie już zmieniło politykę zagraniczną zarówno Stanów Zjednoczonych, jak i Unii Europejskiej. Polska w ogóle nie chce brać udziału w operacji przeciwko Państwu Islamskiemu, a najpotężniejsze kraje Wspólnoty, Francja czy Wielka Brytania, robią to bardzo wstrzemięźliwie. Nawet Amerykanie nie chcą słyszeć o operacji lądowej przeciw dżihadystom. Załamanie skorumpowanych struktur państwa po latach rządów Nuri al-Malikiego w Iraku i Hamida Karzaja w Afganistanie nauczyły Zachód, że samo zajęcie wrogiego państwa niewiele daje.