Mimo dwudniowego rekordowego spadku wartości rubla „prezydent nie uważa, by w Rosji był kryzys finansowy, który mógłby przerodzić się w gospodarczy" – napisał „Forbes" o nastrojach na Kremlu, a potwierdzili to rosyjscy dziennikarze.
Nic się nie stało
Centralne władze nie próbują nawet tworzyć planu antykryzysowego. Jednocześnie przyznają, że kryzys jest porównywalny z tym z 1998 roku, a problemem zaczyna być „szybkie i bezproblemowe realizowanie przelewów bankowych (w kraju)". Taka postawa prezydenta wywołuje zdenerwowanie wśród rosyjskich urzędników, ponieważ nie wiedzą, co mają robić, ograniczają się do doraźnego reagowania polegającego na wyprzedaży waluty z rezerw.
Zdanie Putina podziela jednak premier Dmitrij Miedwiediew. – Wszyscy przyznają, że rubel jest niedoszacowany, a jego kurs nie odzwierciedla stanu spraw w gospodarce – powiedział w środę. Obaj politycy winą za widowiskową zapaść narodowej waluty obarczają „spekulacyjne nastroje" oraz „grę na emocjach".
Odpowiedzi na pytanie, kto zdaniem Kremla gra na emocjach, udzielił minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow – to USA za pomocą sankcji próbują zmienić władze w Rosji. – Są bardzo poważne przyczyny, by sądzić, że tak jest, a niektórzy politycy (z Zachodu) nawet tego nie ukrywają – powiedział w wywiadzie dla francuskiej telewizji.
Za taką konstatacją poszły gesty pod adresem „grających na emocjach". Ławrow przedstawił zmienioną rosyjską politykę wobec Ukrainy: – Moskwa nie proponuje federalizacji (Ukrainy) czy autonomii (dla części Donbasu). O tym zadecydują sami Ukraińcy.