Premiera Izraela zaprosili do Ameryki republikańscy przywódcy Kongresu, jednak prezydent i jego sztab uważają, że to brak wyczucia politycznego w czasie gdy toczą się trudne rozmowy na temat irańskiego programu atomowego. O tym, że będzie dochodziło do takich sytuacji wiadomo było jednak już od jesiennych wyborów uzupełniających kiedy to republikanie umocnili się w Izbie Reprezentantów i zdobyli większość w Senacie kontrolowanym wcześniej przez partię prezydenta.
Pomysłodawcą wizyty Netanjahu jest republikański przewodniczący izby niższej John Boehner, który nigdy nie krył że jego poglądy na politykę - zwłaszcza - zagraniczną są dość odległe od linii prezentowanej przez Biały Dom. Zgodnie z planem wizyty izraelski gość na 3 marca wystąpić przed połączonymi izbami Kongresu. Nie ma wątpliwości, że wykorzysta okazję by przedstawić swoje poglądy na rozmowy z Iranem, notabene zbieżne z wyobrażeniami republikanów. Podczas gdy administracja pertraktuje z Teheranem republikanie chcą wprowadzenia nowych sankcji.
Netanjahu będzie mógł wykorzystać swoją wizytę dla celów wewnątrzpolitycznych bowiem odbędzie się ona dwa tygodnie przed izraelskimi wyborami parlamentarnymi. To niewątpliwie polityczny prezent od jego republikańskich przyjaciół dodatkowo łamiący starą zasadę dyplomacji USA, że nie zaprasza się startujących niedługo w wyborach przywódców państw. Chodzi o uniknięcie zarzutów o udział w ich kampaniach - przypomniała o tym Bernadette Meehan, rzeczniczka Rady Bezpieczeństwa Narodowego (wybory w Izraelu odbędą się 17 marca).
Z kolei Obama wolał poprzeć Davida Camerona, który także stanie do wyborów (choć dopiero za ponad kwartał), a w Białym Domu przyjmowany był w zeszłym tygodniu z najwyższymi honorami. Podczas wspólnego wystąpienia obaj politycy ostrzegli zresztą kongresmenów, że swoim radykalizmem niweczą szanse powodzenia rozmów z Iranem.
Izraelscy komentatorzy nawet nie ukrywają, że w zachowaniu Netanjahu wobec Obamy można wyczytać wręcz lekceważenie. Przyjmując zaproszenie od swoich politycznych przyjaciół (a może wręcz inicjując swoją przedwyborczą podróż) Netanjahu demonstruje, że nie musi się już liczyć z niechętnym mu od dawna prezydentem, który i tak niedługo opuści Biały Dom. Jego możliwości realnego sterowania polityką zagraniczną z każdym miesiącem będą coraz słabsze, nie mówiąc o tym, że w parlamencie amerykańskim komisjami spraw zagranicznych kierują jego polityczni oponenci - w Senacie to Bob Corker, a w Izbie Reprezentantów Edward Royce.