Takiego napięcia na linii Warszawa-Moskwa nie było od wielu miesięcy. Powodem jest spór o sposób upamiętnienia 70. rocznicy Drugiej Wojny Światowej. Dla reżimu Władimira Putina to sprawa fundamentalna bo mit niezwyciężonej Armii Czerwonej, która rozgromiła hitlerowskie Niemcy, jest podstawą propagandowej kampanii Kremla na rzecz odbudowy dawnego imperium.
Na początku tygodnia sekretarz stanu w rosyjskim MSZ Grigorij Karasin zarzucił Grzegorzowi Schetynie, że przyniósł wstyd sobie i całej polskiej dyplomacji nie tylko podkreślając, że obóz koncentracyjny w Auschwitz wyzwolili żołnierze Frontu Ukraińskiego a nie Rosjanie, ale także sugerując, że obchody 70. rocznicy zakończenia Drugiej Wojny Światowej nie muszą wcale odbywać się w Moskwie, ale mogą mieć miejsce w Berlinie czy Londynie.
Po tej wypowiedzi MSZ wezwał rosyjskiego ambasadora w Polsce Sergieja Andriejewa. Ministerstwo wydało także notę, w której uznało za niedopuszczalne używanie przez Kreml obraźliwego języka pod adresem polskiego ministra i prezydenta.
Warszawa nie zamierza zresztą ustępować. We wtorek rano Bronisław Komorowski zapowiedział, że 8 maja zorganizuje międzynarodową konferencję naukową w Gdańsku w sprawie przyczyn wybuchu Drugiej Wojny Światowej. Do udziału w tym spotkaniu poza historykami zaprosił także "byłych i obecnych polityków".
Z naszych informacji wynika, że trwają w tej chwili konsultacje między władzami Polski i innych krajów zachodnich w sprawie udziału czołowych przywódców w tej uroczystości. W praktyce to może rozstrzygnąć, kto wygra symboliczny spór między Polską i Rosją. Na razie zaproszenie do udziału w uroczystości 9 maja w Moskwie przyjął jedynie przywódca komunistycznej Korei Kim Dzong-Un.