W piątek upływa termin złożenia przez Bundesrat, wyższą izbę parlamentu, dokumentów w Trybunale Konstytucyjnym potwierdzających, że niemiecki Urząd Ochrony Konstytucji, czyli kontrwywiad, nie ma już swych agentów w kierowniczych gremiach NPD, Narodowodemokratycznej Partii Niemiec.
Od przedłożenia takiego dowodu zależą dalsze losy wniosku Bundesratu o delegalizację NPD jako partii, której działalność ma zagrażać konstytucji i porządkowi prawnemu RFN. Trybunał nie daje wiary zapewnieniom kontrwywiadu, iż wycofał już agentów, i chce dowodów. Tym bardziej że jeszcze kilka lat temu miało ich być aż 130.
Dmucha na zimne, pragnąc uniknąć kompromitacji najwyższych władz państwowych, jak to miało miejsce 12 lat temu, gdy w czasie procedury delegalizacji okazało się, że spora część przywódców NPD współpracowała z kontrwywiadem.
Składali regularne sprawozdania, otrzymywali za to pieniądze, które przeznaczali zresztą na działalność partyjną, i nierzadko ustalali partyjne przedsięwzięcia z przedstawicielami kontrwywiadu. Powstało podejrzenie, że kontrwywiad celowo sterował działalnością NPD w taki sposób, aby zdobyć argumenty służące jej delegalizacji. Wniosek o delegalizację upadł. NPD triumfowała.
Niedługo później odniosła spektakularny sukces w wyborach do parlamentu Saksonii, zdobywając 9,2 proc. głosów, co było najlepszym wynikiem od prawie pół wieku. Powtórzyła jeszcze ten sukces w Meklemburgii-Pomorzu Przednim, gdzie jest obecna w parlamencie do dzisiaj. W innych już jej nie ma, nie mówiąc już o Bundestagu, gdyż z wynikiem rządu 1,5 proc. znajduje się znacznie poniżej 5-proc. progu wyborczego.
– Czekamy na dokument Bundesratu dla Trybunału Konstytucyjnego. Trafi do nas po kilku dniach. Wprawdzie nazwiska agentów kontrwywiadu będą wyczernione, ale będziemy w stanie ustalić, kto jest zdrajcą – mówi „Rz" Klaus Beier, rzecznik NPD. Tego obawia się kontrwywiad w trosce nie tylko o zdrowie i życie swych agentów, ale także o własną wiarygodność. Bo kto zdecyduje się na współpracę ze służbą, która nie jest w stanie ochronić swoich współpracowników?
NPD nie jest i nigdy nie była znaczącą partią w Niemczech. Jest jednak plamą na honorze powojennego państwa niemieckiego, nawiązując mniej lub bardziej otwarcie do okresu nazistowskiego. Dlatego w wielu środowiskach do dobrego tonu należy potępianie NPD czy wyrażanie oburzenia, organizowanie demonstracji i kontrdemonstracji przeciwko neonazistom. NPD jest bezsprzecznie ugrupowaniem ksenofobicznym, rasistowskim i, jak twierdzi część niemieckiej prasy, nie tylko ugrupowaniem skrajnie prawicowym, ale również otwarcie neonazistowskim.