Większość jest na razie najmniejsza z możliwych – 51 proc. Brytyjczyków zagłosowałoby dziś na „nie", czyli za opuszczeniem UE (referendum w tej sprawie ma się odbyć w 2017 r.). Ale jak wynika z sondażu, który opublikowała gazeta „Mail on Sunday", niedzielne wydanie tabloidu „Daily Mail" – liczba niechętnych pozostaniu we Wspólnocie wrośnie, jeżeli kryzys z imigrantami się jeszcze pogłębi. W takim wypadku co piąty z obecnych zwolenników brytyjskiego członkostwa w UE wybrałby w referendum odpowiedź „nie".
Dotychczas sondaże dawały bezpieczną przewagę opcji pozostania w UE. Wszystko zmieniło się pod wpływem obrazków z Calais, Budapesztu czy wysp greckich z przybyszami szukającymi nowego życia w Europie w roli głównej.
– Teraz jest całkiem możliwe, że większość Brytyjczyków zechce opuścić Unię. Żeby do tego nie dopuścić, konserwatywny rząd musi, po pierwsze, wyraźnie poprzeć opcję pozostania, a po drugie, uzyskać od Unii jakieś ustępstwa w sprawie napływu przybyszów z zagranicy. Nazwijmy to koncesjami dotyczącymi kontroli brytyjskich granic. Muszą się jakieś pojawić, choćby symboliczne – mówi „Rz" Kenneth Roberts, profesor socjologii z Uniwersytetu w Liverpoolu.
Dotychczas wydawało się, że Londyn zadowoli się ustępstwami w sprawie przybyszów z nowych krajów członkowskich, w tym przede wszystkim Polski. Teraz palącym problemem stali się imigranci i uchodźcy spoza Europy. – Naciski na Wielką Brytanię, by przyjęła więcej uchodźców, doprowadzą do spadku popularności Unii. Zwłaszcza że nasz kraj jak rzadko który wspiera syryjskich uchodźców w Libanie i Jordanii. Zachowanie kanclerz Merkel, która jednego dnia sprzeciwia się wielokulturowości, a następnego dnia decyduje się na przyjmowanie przybyszów bez ograniczeń, nie pomaga sprawie – podkreśla prof. Roberts.
Z sondażu wynika też, że znaczna większość Brytyjczyków nie jest gotowa przyjąć więcej niż 10 tys. uchodźców z Syrii (o nich pytano). Prawie jedna trzecia nie chce żadnego przybysza. A tylko 8 proc. wskazało na liczby większe niż 10 tys.