Niemcy jednak nie dają rady

Kanclerz Angela Merkel poniosła pierwszą porażkę w sprawie uchodźców. Pomóc może jedynie Unia.

Publikacja: 14.09.2015 21:07

Niedzielne zamieszki w Hamburgu w czasie demonstracji przeciwko imigrantom zorganizowanej przez skra

Niedzielne zamieszki w Hamburgu w czasie demonstracji przeciwko imigrantom zorganizowanej przez skrajną prawicę. Na zdjęciu policja używa gazu pieprzowego przeciwko kontrdemonstracji grup lewicowych

Foto: PAP/EPA

Konieczność zamknięcia granicy z Austrią i zablokowanie na pewien czas napływu kolejnych tysięcy uchodźców w ostatnich dniach otrzeźwiły Niemcy. Nie były wynikiem wyłącznie taktyki politycznej w postaci wymuszenia solidarności decyzji na poniedziałkowym spotkaniu szefów MSW państw unijnych.

Po prostu Niemcy nie dali rady, wbrew temu, co od dwu tygodni głosi kanclerz Angela Merkel, powtarzając „Wir schaffen das" (Poradzimy sobie).

Konkretnie rzecz biorąc, nie dała rady Bawaria, a ściślej Monachium. Od końca sierpnia przybyło tam 63 tys. uchodźców i imigrantów. Jako że sporo niemieckich landów nie kwapi się z ich przyjęciem, burmistrz Monachium ogłosił po przyjęciu kolejnych 12 tys. imigrantów w czasie weekendu, że łódź tonie.

Kłopoty Bawarii rozpoczęły się na dobre po decyzji Angeli Merkel o przyjęciu uchodźców z Węgier ponad tydzień temu. Stała się swego rodzaju przełomem w dotychczasowych działaniach Niemiec. – Nie będziemy w stanie włożyć korka z powrotem w szyjkę butelki – ostrzegał premier Bawarii Horst Seehofer. Wyraził w ten sposób niezadowolenie z działań pani kanclerz, przywódczyni CDU, siostrzanego ugrupowania bawarskiej CSU.

O zachowanie wstrzemięźliwości w przyjmowaniu imigrantów Bawaria apelowała już od pewnego czasu, zdając sobie sprawę, iż to ona znajduje się na pierwszej linii szturmu imigrantów na Niemcy. Rząd w Berlinie miał inne wyobrażenia.

– Poniósł porażkę z powodu przecenienia swoich możliwości, jak i z powodu europejskiej niechęci do współpracy – skomentował decyzję o wprowadzeniu kontroli na granicy z Austrią „Süddeutsche Zeitung".

Od początku roku do końca sierpnia napłynęło do Niemiec 257 tys. imigrantów, co oznacza 122-proc. wzrost w porównaniu z tym samym okresem roku ubiegłego. Zdecydowana większość uchodźców przybywa z Syrii, ich liczba nadal rośnie. W czerwcu było to 7,5 tys. osób, miesiąc później już 9,4 tys., a w sierpniu kolejny ponad tysiąc więcej. Z tymi ludźmi nie ma w Niemczech problemu, jeżeli chodzi o ich akceptację.

Równocześnie jednak ruszyła na Niemcy fala uchodźców z Bałkanów. Z samej Albanii napłynęło w sierpniu ponad 8 tys. osób liczących na azyl. Nie mają szans na jego otrzymanie, o czym wiedzą, ale wiedzą także, że zanim zostaną wydaleni z Niemiec, przez co najmniej cztery–pięć miesięcy będą na utrzymaniu niemieckich służb socjalnych, nierzadko razem z dziećmi, i otrzymają przy tym nie tylko wikt i opierunek, ale i kilkaset euro zapomogi.

W takich warunkach rosną nastroje sceptyczne wobec imigrantów, mimo że decyzję Merkel o otwarciu granic dla uchodźców z Węgier poparły dwie trzecie obywateli.

„Nie ma żadnej górnej granicy prawa do azylu, jest jednak granica państwa" – pisał niedawno konserwatywny „Frankfurter Allgemeine Zeitung" (FAZ). W sieci mnożą się hejty, których nigdy nie brakowało. Wpisy w rodzaju „Nie ma miejsca dla szczurów" czy „To wszystko pasożyty" należą do najłagodniejszych i nie brak przy tym rad rozwiązania problemu za pomocą obozów jak za czasów nazistowskich.

Bawarscy politycy domagają się zmiany ustawodawczej pozwalającej na odesłanie do domu uchodźców z Bałkanów w ciągu 48 godzin.

Sam Thomas de Maiziere, szef niemieckiego MSW, na którego głowie spoczywa odpowiedzialność za los uchodźców w Niemczech, wygłosił w tych dniach znamienny apel. – Musimy przezwyciężyć źle rozumiane uczucie sympatii dla cudzoziemców, którego częścią jest założenie, że nie istnieją żadne różnice pomiędzy ludźmi o różnym pochodzeniu – powiedział w jednym z wywiadów.

Takie słowa świadczą o pewnej zmianie nastrojów społecznych. Większość Niemców nadal reaguje z oburzeniem na manifestacje Pegidy, czyli ruchu o nazwie Europejscy Patrioci przeciwko Islamizacji Zachodu, którego tysiące zwolenników ostrzegało rok temu na licznych demonstracjach przed napływem cudzoziemców. – Polityka pani kanclerz jest właściwie odpowiedzią na Pegidę – tłumaczy „Rz" prof. Werner Patzelt, politolog zbliżony do CDU.

Pani kanclerz kładzie po staremu nacisk na potrzebę europejskiej solidarności. Przy tym coraz częściej w obozie chadecji pojawiają się głosy uznania dla Viktora Orbana, odsądzanego dość powszechnie od czci i wiary. – Podzielam pogląd Orbana o konieczności ochrony zewnętrznych granic UE – twierdzi Manfred Weber, szef frakcji Partii Ludowej w Parlamencie Europejskim. „Frankfurter Allgemeine Zeitung" zatytułował nawet jeden ze swych komentarzy „Europa Wschodnia ma rację", krytykując UE za porażkę w kwestii utworzenia racjonalnego i humanitarnego systemu azylowego.

Równocześnie rozpoczęły się ataki na ministra de Maiziere. – Gdyby działał wcześniej energicznie, byłoby obecnie znacznie więcej gotowych miejsc do przyjęcia imigrantów – pisze „Spiegel Online", przekonując, że to już koniec „letniej bajki", czyli marzeń o sprawnym uporaniu się nawet z tak ogromnym wyzwaniem.

Konieczność zamknięcia granicy z Austrią i zablokowanie na pewien czas napływu kolejnych tysięcy uchodźców w ostatnich dniach otrzeźwiły Niemcy. Nie były wynikiem wyłącznie taktyki politycznej w postaci wymuszenia solidarności decyzji na poniedziałkowym spotkaniu szefów MSW państw unijnych.

Po prostu Niemcy nie dali rady, wbrew temu, co od dwu tygodni głosi kanclerz Angela Merkel, powtarzając „Wir schaffen das" (Poradzimy sobie).

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 797
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 796
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 793
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Akcja ratunkowa na wybrzeżu Australii. 160 grindwali wyrzuconych na brzeg
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO