Ameryka wyszła z kryzysu finansowego odmieniona. Polaryzacja dochodów wzrosła, klasa średnia się skurczyła, zabezpieczenia socjalne stały się jeszcze bardziej rachityczne. Po raz pierwszy od bardzo dawna młode pokolenie Amerykanów zapewne nie będzie żyło lepiej od swoich rodziców. Dlatego wyjątkowo wielu wyborców chce rewolucji, która znów przywróci im wiarę w „amerykańskie marzenie".
To oczekiwanie całkowicie zaskoczyło establishment republikanów. Lansowany przez aparat partii Jeb Bush, syn i brat prezydentów, spadł w sondażach na czwarte miejsce kandydatów do nominacji republikańskiej. Zdaniem CNN może liczyć tylko na 7 proc. poparcia wobec 32 proc. dla miliardera Donalda Trumpa, 22 proc. dla emerytowanego neurochirurga Bena Carsona i 10 proc. dla senatora z Florydy Marca Rubio.
Trump się podoba, bo obiecuje zmiany, które miałyby przywrócić dostatek zubożałym Amerykanom. To wyrzucenie emigrantów, wojna handlowa z Chinami, obniżenie podatków, koniec z interwencjami wojskowymi za granicą. Nieruchomościowy magnat pokazał, że potrafi zbudować ogromną fortunę, i wielu Amerykanów wierzy, że równie skutecznie potrafiłby zarządzać państwem. Tłumy na jego wiecach reagują z entuzjazmem na bezpardonowe ataki Trumpa na „waszyngtońskich urzędników", którzy mieliby „przejadać" z trudem zarobione dolary wyborców.
Ten bunt w amerykańskim społeczeństwie nie ominął też demokratów. Właśnie dlatego 74-letni senator z Vermontu Bernie Sanders, który nazywa siebie socjalistą, po raz pierwszy w swojej długiej karierze politycznej zdobywa ogromne poparcie.
Ale w przeciwieństwie do Trumpa Sanders nie zagraża faworytce establishmentu demokratów, Hillary Clinton. Dzieje się tak, bo Amerykanie od dzieciństwa są nauczeni polegać na własnych siłach, a osobiste porażki tłumaczą własnym lenistwem czy brakiem przedsiębiorczości, a nie zaniechaniem ze strony państwa. Stąd przed odejściem Bidena Clinton utrzymywała bezpieczną przewagę 15 punktów procentowych nad Sandersem w walce o nominację demokratyczną, a teraz powiększyła ją do 23 punktów. W nowym układzie była sekretarz stanu zdobywa niemal absolutne poparcie wśród czarnoskórych Amerykanów, cieszy się powodzeniem na południu kraju.