Ta bożonarodzeniowa armia to tak naprawdę Amerykanie nadlatujący w swoich transportowcach. Ich celem od 1952 roku są maleńkie atole na dalekiej Oceanii. Nie zrzuca się na nie jednak żadnych prototypowych ładunków jak przed laty, ale zamiast bomb na pokład ładuje się zabawki i świąteczne łakocie.
Od tego roku do tej mundurowej drużyny świętego Mikołaja dołączają Australijczycy i Japończycy. Na ten rok przewidziano wsparcie dla ponad 20 tys. mieszkańców 56 wysepek w Mikronezji, wyspach Mariana oraz na Palau. Współpraca wojskowa będzie kolejną płaszczyzną, na której trzy państwa będą mogły sprawdzić współdziałanie swoich żołnierzy. Ma to szczególne znaczenie wobec narastającego zagrożenia na morzu Południowochińskim ze strony Pekinu i konieczności przeprowadzania wspólnych manewrów między wieloma krajami mającymi swoje interesy w regionie.
Przed ponad 60 laty zrzuty pomocy humanitarnej rozpoczęły się dość niespodziewanie. Żołnierze przelatujący nad atolem Kapingamarangi dostrzegli machających do nich miejscowych. Z dobrymi intencjami zebrali to, co mieli na pokładzie i zrzucili na spadochronie. Dziś z nieba na pacyficzne wysepki spadają książki, jedzenie a nawet piłki futbolowe. Mikronezja nie jest nawet notowana w rankingu FIFA, jednak gdyby tylko była, znalazłaby się na dole tabeli.
Mikołaj nadleci w tym roku pięcioma wielkimi Herculesami. Trzy z nich należeć będą do USA, pon jednym wyślą Japonia i Australia. Jeżeli zobaczycie podobne maszyny na niebie we własnej okolicy, może okaże się, że Świętemu spodobał się ten środek transportu i wymienił swój zaprzęg na czterosilnikowego kolosa, który zabiera 33 tony prezentów.