– W połowie marca zajmiemy się ponownie tematem Polski – powiedział Timmermans. Zaznaczył, że wtedy KE będzie mogła uznać postępowanie za zamknięte, jeśli uzna, że wszystko jest w porządku. Gdyby natomiast Komisja Wenecka oraz eksperci samej KE stwierdzili naruszenie praworządności, to wtedy KE zaapeluje do polskiego rządu o zmiany. Jeśli to nie odniesie efektu, nastąpi etap trzeci, czyli rekomendacja do Rady UE o zajęcie się sprawą Polski i ewentualne pozbawienie jej prawa głosu w UE.
Na razie w KE nikt jednak takiego scenariusza nie bierze pod uwagę. Zarówno w oficjalnych, jak i nieoficjalnych rozmowach przedstawiciele KE podkreślają, że mechanizm zainicjowany w środę służy właśnie temu, żeby takiej atomowej opcji uniknąć.
Bezpośrednim powodem wszczęcia procedury jest fakt niewykonania przez „inne organy państwa" dwóch wyroków Trybunału Konstytucyjnego dotyczących nowych sędziów TK. KE uważa, że to stawia pod znakiem zapytania praworządność w Polsce i chce od rządu (a konkretnie od ministra sprawiedliwości, do którego Timmermans napisał list w tej sprawie) konkretnych wyjaśnień. Nie oznacza to, że KE nie martwi się ustawą medialną. Ale nieoficjalnie przyznaje, że w tej sprawie nie ma przekonującej podstawy prawnej do interwencji, bo w wielu krajach UE władze kontrolują media publiczne. Nie chce więc być posądzona o wikłanie się w partyjne spory w Polsce. Ale i tak rząd uważa, że to robi.
– Komisja ryzykuje rolę strony w politycznym sporze w Polsce – twierdzi Szymański. Zdecydowana postawa Komisji jest na pewno efektem determinacji Timmermansa. Od początku chciał on wdrożenia mechanizmu, ale zyskał dodatkowe argumenty w liście Zbigniewa Ziobro przesłanym w poniedziałek wieczorem. Nie zawierał on odpowiedzi na wszystkie wątpliwości KE, a dodatkowo jego konfrontacyjny ton zdenerwował Holendra.
– Timmermans na posiedzeniu Komisji opowiadał, jak zawsze szanował Polskę, jak jego ojciec był noszony na rękach przez polskich żołnierzy, którzy wyzwolili jego rodzinne miasto Breda. I nie rozumie, dlaczego Ziobro pisze do niego obraźliwe listy – mówi nasze źródło.
W czasie debaty głos zabrała polska komisarz Elżbieta Bieńkowska, która podkreślała, żeby nie tworzyć wrażenia działania przeciwko Polakom. Ciekawe było także wystąpienie Tibora Navracsicsa, komisarza z Węgier, które w ostatnich latach były najbardziej krytykowanym krajem, jeśli chodzi o praworządność. Węgier wcześniej przekonywał, że będzie przeciwko zastosowaniu tego mechanizmu wobec Polski, ale według naszych informacji na posiedzeniu Komisji wcale nie protestował.