Czytaj więcej:

Niemiecka fundacja Bertelsmanna opublikowała właśnie raport o ekonomicznych kosztach przywrócenia na stałe wewnętrznych granic w strefie Schengen. Według jej ekspertów w regionie Europy Środkowej Polska ucierpiałaby najbardziej. W ciągu dziesięciu lat, czyli od 2016 do 2025 roku, kontrole kosztowałyby naszą gospodarkę od 18 do 54 mld euro, w zależności od tego, czy import wewnątrz UE zmniejszyłby się o 1 czy o 3 proc. Co ważne, znaczące straty poniosłyby również kraje spoza strefy Schengen, jak np. Wielka Brytania, a nawet te spoza Unii. USA straciłyby od 91 do 276 mld euro, a Chiny od 95 do 288 euro.

Analiza bierze pod uwagę opóźnienia wynikające z przywróconej odprawy na granicach zewnętrznych, a także konieczność zmiany modelu biznesowego wielu firm. Na przykład budowy magazynów niepotrzebnych w dzisiejszej dobie szybkich dostaw. Potencjalne straty nie obejmują zmniejszonego ruchu turystycznego w ramach Unii, a także spoza niej. Turyści z państw trzecich mogą teraz podróżować po Schengen z wykorzystaniem jednej wizy uzyskanej w konsulacie jednego z 26 państw. W nowej rzeczywistości musieliby się osobno ubiegać o prawo wjazdu do każdego kraju.

Belgia jako siódmy kraj strefy Schengen wysłała policję na swoje niestrzeżone do tej pory granice. Będzie patrolować teren zachodniego wybrzeża w obawie przed przemieszczaniem się imigrantów z likwidowanego przez Francuzów dzikiego obozowiska pod Calais. Paryż ogłosił rozmieszczenie imigrantów w ośrodkach na terenie całej Francji, ale Belgowie obawiają się, że większość z nawet 7 tysięcy przebywających tam ludzi będzie chciała pozostać na wybrzeżu, w oczekiwaniu na okazję przedostania się do wymarzonej Wielkiej Brytanii. I mogą chować się w kolejnych miejscach, w tym na belgijskim wybrzeżu. Francuski minister spraw wewnętrznych wyraził w czwartek w Brukseli zdziwienie decyzją Belgii. – Twierdzenie, że nasza inicjatywa znalezienia schronienia dla migrantów z obozowiska pod Calais miałaby doprowadzić do ich przepływu do Belgii, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością – powiedział Bernard Cazeneuve. Belgijski minister Jan Jambon odpowiedział, że tylko w ciągu dwóch dni kontroli zlokalizowano 132 takie osoby po belgijskiej stronie granicy, a więc patrole są uzasadnione.

Z tego trudnego dialogu między dwoma bardzo zaprzyjaźnionymi krajami założycielskimi UE widać, że podziały w UE w sprawie traktowania uchodźców nie przebiegają już tylko na linii Wschód–Zachód. Jeszcze kilka miesięcy temu po jednej stronie były Niemcy z licznym gronem sojuszników apelujące o przyjmowanie uchodźców w ramach ustalonych przez Brukselę kwot, po drugiej – Grupa Wyszehradzka broniąca się przed tą inicjatywą i apelująca o wzmacnianie granic zewnętrznych UE, czego najostrzejszym przykładem był płot wzniesiony przez Węgry na granicy z Serbią. Teraz Węgry chcą zorganizować referendum na temat kwot uchodźców, a Austria i kraje Bałkanów Zachodnich, bez Grecji i Niemiec, same debatowały w Niemczech nad sposobami zmniejszenia napływu uchodźców. Przybywają oni z Turcji do Grecji, a następnie przez Macedonię i kolejne kraje na szlaku zachodniobałkańskim wędrują do Niemiec. Austria zaostrzyła kontrole na granicach i wprowadziła dzienne limity dla przybywających migrantów, co bardzo nie podoba się w Berlinie i Atenach. Greckie ministerstwo Spraw Zagranicznych uznało to za wrogi akt i odwołało z Wiednia swojego ambasadora na konsultacje w Atenach. – W obliczu wielkich problemów, przed którymi stoi UE, nie możemy prezentować poglądów i przedstawiać własnych inicjatyw rodem z XIX wieku – oświadczyło greckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych i wyraziło nadzieję na działania w duchu europejskim.

Bruksela analizuje cały czas zapowiedzi austriackie i węgierskie, natomiast decyzję belgijską uznała za zgodną z prawem. Przed Belgią czasowe kontrole na wewnętrznych granicach obszaru Schengen wprowadziły już Francja (po zamachach w Paryżu) oraz Niemcy, Austria, Dania, Szwecja i Norwegia.